Lubicie intrygujące historie przedmiotów, które naznaczone są krwią i tajemnicą? Jeśli tak, to „Tajemnica broszki z opalu” Fergusa Hume`a zaspokoi waszą ochotę na mrok i dreszczyk emocji. Na deser autor zaserwuje wiktoriańską Anglię w tle i barwnie zarysowane postaci, które mogłyby się stać prototypami bohaterów wielu detektywistycznych historii. Sama fabuła również, choć miejscami może wydawać się naiwna XXI-wiecznemu czytelnikowi, to jednak spowoduje niepokój i chęć samodzielnego rozwikłania zagadki szybciej niż detektyw Hurd.
Wielka szkoda, że Hume nie uczynił właśnie Hurda i jego siostry pierwszoplanowymi bohaterami, no ale cóż – głównym wątkiem jest miłość Paula Beecota i Sylwii Norman, a także perypetie z nią związane – od rozczarowania brakiem spadku po ukaranie mordercy. I powiem, że mimo wszystko autor potrafi wyprowadzić w pole, właściwy szkielet z szafy wypadnie dopiero na samym końcu, a w międzyczasie damy się wodzić za nos aż do poniekąd szczęśliwego rozwiązania broszkowej afery.
Czytając „Tajemnicę…” nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że skądś już to wszystko znam – dziwny przedmiot obciążony klątwą, intrygi, śledztwo, dedukcja, niejedno morderstwo. Broszka z opalu niczym motyw sokoła spaja wszystkie wątki i odsyła do tajemniczej przeszłości bohaterów. Jest także detektyw wyjaśniający zawiłości, który z uporem dąży do prawdy i wymierzenia sprawiedliwości winnym. I tak sobie myślę, że z wielu pojawiających się tu loci communes (łac. miejsca wspólne) skorzystał sam Conan Doyle i inni autorzy powieści kryminalnych czy thrillerów nawet. Współcześni filmowcy również…
À propos – chętnie zobaczyłabym sfilmowaną opowieść Fergusa Hume`a. Już widzę te londyńskie rynsztoki, pokoje na poddaszach, atmosferę „Czerwonej Świni” z jej stałymi bywalcami. Karciane i prawnicze oszustwa, zasady etykiety czy kobiece i męskie stroje, tak plastycznie przez autora opisane – sporo się też można dowiedzieć o angielskim społeczeństwie przełomu XIX i XX wieku sportretowanym w „Tajemnicy…”. A ponieważ narracja zbudowana jest głównie z dialogów, bardzo łatwo dałoby się ją przenieść na teatralne deski czy duży ekran. I gdyby w głównej męskiej roli obsadzić Jona Snowa albo Kapitana Amerykę… I dać takie napisy do trailera: „Dawno temu, w odległych Indiach, wyznawcy kultu bogini Bhowanee stworzyli klejnot, którego mocy strzegli przez wieki. Pewnego dnia, jeden człowiek, jeden uczynek zmieniają wszystko. Tajemnica. Zbrodnia. Intryga. Tego roku, tego lata – nic nie jest takie, jakim się wydaje…”. No dobrze, rozpędziłam się, ale sami ocenicie, jak bardzo zapadają w pamięć obrazy naszkicowane przez Hume`a. Zwłaszcza te drastyczne. Niemniej, miłość i prawda zwyciężą, a o to chyba w życiu chodzi.
Mirka Chojnacka
Fergus Hume „Tajemnica broszki z opalu”, Wydawnictwo Mg, 2020
Leave a Reply