|
Element pytań bez odpowiedzi związany ze znanymi przez bohaterów literackich miejscami, wywołuje w odbiorcy poczucie niepewności. Powieść Leopolda Tyrmanda „Zły”, tocząca się w powojennej Warszawie, wykorzystuje to uczucie. Nierozpoznawalny, samozwańczy obrońca prostych ludzi, którego nikt nie złapał ani nie widział z bliska, jest manifestacją tego, jak pozornie znana społeczność kryje w sobie unikalną wyjątkowość. Czytając „Złego” od samego początku wyczuwa się atmosferę niepokoju, wynikającego z obalenia przekonań postaci dotyczących ich sąsiedztwa, które – we własnym mniemaniu – znali.
„Zły” Leopolda Tyrmanda jest powieścią ikoniczną i myślę, że wszyscy raczej się ze mną zgodzą. Od pierwszego wydania minęło wiele lat, lecz utwór wciąż zyskuje nowych czytelników, co jest zasługą kunsztu literackiego Tyrmanda. Autor wprowadza odbiorcę w serce powojennej Warszawy, prowadzi go przez ulice i ciemne alejki, a wszystko w klimacie półświatka i nieokreślonej tajemnicy. Powieść trzyma w napięciu, wywołuje niepokój, lecz jest też zabawna, piękna i zachwyca opisami życia stolicy. Ilość motywów i wątków w „Złym” jest ogromna – nie powoduje to jednak zagubienia w fabule. Tyrmand pisze warszawsko o Warszawie, dlatego miejsce akcji jest tak wyraziste. /więcej/
W tym roku minęło czterdzieści lat od śmierci austriackiej gwiazdy filmowej, Romy Schneider. Aktorka zmarła mając zaledwie 42 lata. Podczas tak krótkiego życia wystąpiła w aż 60 filmach, grała również w teatrze. Ona właśnie jest bohaterką książki Michelle Marly – „Romy i droga do Paryża”, będąca fabularyzowaną opowieścią o tym fragmencie z biografii aktorki, w którym zdecydowała się, pod wpływem miłości do Alaina Delona, przenieść się do Francji, grać w tamtejszych filmach i teatrach.
Michelle Marly to pseudonim literacki Micaeli Jary, córki polskiego pianisty Michała Jarczyka, który zrobił sporą karierę w Niemczech: założył orkiestrę radiową i wydawnictwo muzycznej (z filią w Nowym Jorku), pisał i aranżował piosenki, tworzył muzykę do filmów. Stąd przyszła pisarka, autorka książek m.in. o Edith Piaf czy Coco Chanel, od dziecka obracała się w artystycznych kręgach, nie tylko w Niemczech, ale w całej Europie, choćby podczas wyjazdów ojca na koncerty. Zresztą, bywała też w domu matki Romy Schneider, Magdy. Niewątpliwie bycie częścią tej artystycznej bohemy, pomogło jej w odtworzeniu w powieści środowiska show – biznesu w Austrii i Francji. /więcej/
Miałabym tyle pytań… tyle pytań… ja… nie wiem, jak to powiedzieć… Mówicie, że najprościej jak się da? Ech… te wielokropki nie biorą się znikąd, każde wspomnienie przeczytanych „Zimowych notatek” wywołuje we mnie jakieś takie… poczucie? Uczucie? Derealizacji? Nie wiem, co tu robię, zamiast siedzieć w pociągu z Dostojewskim. Doprawdy nie. Ja właściwie… czułam się Dostojewskim w pociągu. Jakbym patrzyła na siebie, siedzącą obok, oczyma Fiodora. Zagmatwałam chyba. Chodzi mi o to, że Fiodor zabrał mnie w podróż. I ja byłam Fiodorem. O matko, zaraz mi tu Filidor dzieckiem podszyty wyjdzie albo anty-Filidor. Nie dam rady, nie wysłowię się dzisiaj, Fiodor i anty-Fiodor doprowadzili mnie do krańca mej drogi, w życia połowie, w głębi ciemnego tunelu. Do jutra. /więcej/
„Maria Józefa Habsburg ostatnia Polska Królowa Portret Psychologiczny”, tak Autorka Janina Lesiak zatytułowała już dziewiątą z serii książek o Polskich Królowych. Najnowsza pozycja składa się z dwu części.
W pierwszej, Autorka snuje opowieść zawierającą bardzo osobiste wątki. Wspomina własne dzieciństwo i młodość. Jednocześnie prowadzi dialog z bohaterkami poprzednich książek. Polskie Królowe, Cecylia Renata, Elżbieta Jagiellonowa, Marysieńka Sobieska, Anna Jagiellonka, Bona, Rycheza, Eleonora, Dobrawa…. to z nimi rozmawia o swoim i o ich życiu. Czujemy bliską więź z losem kobiet, które panowały przed wiekami. Naturalne, że długoletnia praca nad ich życiorysami zamieniła się w przyjaźń, a nawet bliskość. Autorka czuje się upoważniona do wyrażania uczuć i sądów w ich imieniu. /więcej/
„Nówka sztuka. Młoda polska ilustracja” to moje drugie spotkanie z Patrykiem Mogilnickim – pierwsze, przy okazji „Książka po okładce” również dotyczyło ilustracji. O ile jednak poprzednio, wspólnie z autorem przyglądałam się okładkom książek przez pryzmat polskiej szkoły plakatu, o tyle tym razem autor zachęca do zapoznania się ze sztuką ilustracji w szerszym ujęciu: od klasycznej książkowej i plakatu, poprzez okładki płyt i teledyski, do komiksów i zabawek. Część z przedstawionych w książce prac to grafiki, które dobrze znamy z przestrzeni publicznej, większość jednak to tworzone na własny użytek, do przysłowiowej szuflady lub dla indywidualnych czy niszowych zamawiających. /więcej/
Pierwsze, co muszę powiedzieć i co stwierdzam po przeczytaniu każdej powieści Jane Austen, to niezwykle dobrze dobrany tytuł. Można odnieść wrażenie, że autorka nadała swojemu dziełu taką nazwę nie tylko dlatego, że w idealnie subtelny sposób oddaje fabułę książki, ale dlatego, że samo słowo „perswazje” zostało tam odmienione przez wszystkie przypadki i użyte w każdym kontekście. Nie uważam tego za rzecz złą, wręcz przeciwnie, częste powtórzenia wyrazów, jakie znajdowałam na stronach książek Austin nadają im luźnej, przyjemnej atmosfery, która sprawia, że bardziej czuję się jakbym słuchała opowiadania dobrej znajomej, niż czytała powieść obyczajową sprzed 200 lat.
Akcja rozgrywa się wokół Anny Elliot, „środkowej” córki barona sir Waltera Elliota. W przeciwieństwie do swego ojca i sióstr bohaterka wykazuje się wyjątkową samoświadomością, indywidualizmem, inteligencją emocjonalną oraz wspaniałym i przenikliwym rozumem. Jedyną dręczącą ją sprawą (oprócz powolnego popadania rodziny w biedę spowodowanego brakiem roztropności ojca i starszej siostry) są zaręczyny z jej ukochanym, kapitanem Fryderykiem Wentworthem, do których zerwania została umyślnie namówiona przez swoją najlepszą przyjaciółkę i jednocześnie doradczynię zastępującą matkę po jej śmierci. /więcej/
Marcin Wicha lubi się przyglądać. Lubi też, że w smatrfonach są aparaty fotograficzne. „Te aparaty są raczej kiepskie, przynajmniej w modelach, których używam” – dodaje. Fakt, mają mikroskopijne obiektywy, a głębia nie ma ostrości. „Kiedy chcę coś sfotografować, muszę podejść bardzo blisko, przyłożyć telefon” – mówi Wicha W jego telefonie jest więc świat składający się ze zbliżeń, detali, drobnych obiektów, faktur, kolorów. Roślin wyrastających z chodnika, ogłoszeń, zardzewiałych tabliczek tapicera. Szczegółów zatrzymanych w telefonicznej pamięci. „Tkwią w telefonie kompletnie zapomniane” – stwierdza. Jednak gdy kończy się pamięć telefonicznej karty, trzeba te wszystkie zatrzymane kadry przejrzeć, wrócić do nich, coś zostawić, coś pousuwać. Czy nie jest tak z naszą pamięcią? Czy nie mamy w głowie pełno życiowych kadrów? Okruchów pamięci, obrazków wspomnień, szczegółów malujących obrazy naszego życia? Gdy przyłożymy do nich obiektyw naszych wspomnień, przewija się cała seria wydarzeń. Małych, pięknych, trochę smutnych, trochę śmiesznych, nostalgicznych, mama, tata, plaża, pies wskakujący w kałużę, jakiś groźny komunikat z ekranu telewizora, falująca trawa na łące, świadectwo dziecka. Tylko tyle i aż tyle. /więcej/
Jeśli czytujecie Leszka Hermana – mogę spokojnie zacząć tę recenzję od nawiązań do poprzednich powieści. A jeśli jeszcze nie zainteresowaliście się twórczością polskiego Dana Browna, to najwyższy czas to zrobić. Wracając do tematu – jakoś tak jest od paru lat, że Autor raczy czytelników co roku nową powieścią: „Biblia diabła” (2018), „Sieci widma” (2019), „Zbawiciel” (2020), „Krzyż pański” (2021) i tegoroczna „Szachownica”. I w każdej z nich spotykamy znanych z poprzednich części bohaterów, w pierwszo- lub drugoplanowej roli, ale zawsze można liczyć na kontynuację któregoś z wątków. Tym razem Karen i Patryk po przejściach z „Krzyża pańskiego” lecą na wakacje do USA, a Igor Fleming pojawia się w epizodycznej roli, ale jakże istotnej! /więcej/
|
|
Najnowsze komentarze