|
„Świat namalowany był ręką dziecka” – to pierwsze zdanie z książki „Pułapka na Anioły”, w której autor, Marcin Grzelak maluje słowami świat 7 – letniego Wojtka Kochanskiego i jego najbliższych. I niestety nie będzie to obraz pełen kolorów. Bliżej mu do czarno-białego filmu, który można było obejrzeć w czasach, które opisuje autor…
Choć do głosu dopuszcza w tej historii również dorosłych, to Wojtek będzie głównym bohaterem wydarzeń. Wydarzeń, które rozgrywają się w małej robotniczej miejscowości w Polsce Ludowej. To czasy, gdy kraj zakwita z Partią w majowym pochodzie, gdzie niedziele pachną rosołem, a przed sklepami ustawiają się kolejki ludzi, chcące w poniedziałek zdobyć deficytowy towar. /więcej/
Każdy, kto chce poznać miejsce, w którym mieszka powinien zacząć od legend… To dzięki nim można spojrzeć na swoje miasto nieco inaczej. Opowieści przekazywane z ust do ust, spisywane na papierze, ubarwiane przez kolejnych autorów, są bogatą skarbnicą wiedzy. Choć często bliżej tym historiom do baśni, to w każdej z nich jest szczypta prawdy. Smoki, rusałki, krasnale, elfy, skrzaty żyją w nich obok książąt i postaci znanych z podręczników. Każde miasto ma swoje legendy. Ma i Szczecin. /więcej/
Ismael od początku nie miał łatwo. Urodził się w najzimniejszym i najbardziej ponurym dniu roku. W Barcelonie takie dni to naprawdę wyjątek. Tego wieczoru było tak zimno, mokro i przygnębiająco, że przechodnie szybko przemykali przez ulice do swoich ciepłych i przytulnych domów. Mama Ismaela zmarła, gdy miał dziewięć lat, a ojciec obwiniał go o jej śmierć. Gdyby Ismael był starszy wiedziałby, że to objaw szaleństwa ojca. Płakał i cierpiał, ale w następnych latach okazało się, że smutne dzieciństwo było niczym szczepionka na trudy życia. Ismael przebrnął przez szkołę, internat, rodziny zastępcze, skończył studia i stał się utalentowanym akademickim nauczycielem języka i literatury. Pewnego dnia, kupując w pasmanterii guziki do koszuli, spotkał przyjaciółkę z dzieciństwa. /więcej/
Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia wszystkie kobiety, które od lat tłumiły w sobie gniew, żal i krzywdy nagle zmieniają się w… smoki i odlatują wysoko w przestworza. Wszystkie prześladowane, tłamszone, niezrozumiane, źle traktowane przez mężczyzn i środowisko. I jeszcze dołączają do nich te szczęśliwe, które czują, że nie pasują do tego świata. Wszystkie, które chcą czegoś więcej. Przestrzeni, wolności, wzbicia się w powietrze, podróży, bezkresu! /więcej/
Beznadzieja. Samotność. Sumienie. Zbrodnia i kara. Mogłabym tak bez końca, ale mimo wszystko nie powiem wam, o czym jest ta książka. Nie dlatego, że nie chcę. Ja… chyba nie potrafię. Za bardzo dotknęła mnie osobiście. Głęboko. Bardziej niż chciałam i bardziej, niż się spodziewałam. Być może dlatego, że fabularnie to czasy mojego wchodzenia w dorosłość i autor zafundował mi powrót do przeszłości. A może dlatego, że ta powieść wypala piętno. Na duszy. Nie cukier. Piętno. I żadne zabiegi laserowego usuwania nie pomogą. Zostanie ze mną na długo… kto wie, czy nie na zawsze. /więcej/
… „Żony nazisty” – to idealny materiał na scenariusz filmu.
Gdyby filmowcy chcieli wyprodukować film o Szczecinie, którego akcja by się rozgrywała w okresie drugiej wojny światowej, „Żona nazisty” Sylwii Trojanowskiej to znakomity materiał na scenariusz. Kiedy czytałam powieść, w wyobraźni widziałam nawet wnętrza, które mogłyby „zagrać” w takiej produkcji. Ot, choćby pomieszczenia Willi Lentza świetnie by wypadły jako miejsce pewnego bankietu w elitarnym gronie.
„Żona nazisty” to kontynuacja powieści „Łabędź”, książki, która zrobiła na mnie znakomite wrażenie. Nie mogłam się zatem doczekać drugiego tomu. Zwłaszcza że zakończenie „Łabędzia” pozwalało mieć nadzieję na to, iż autorka umieści akcję kontynuacji w Szczecinie z okresu wojny. Na polskim rynku literackim coraz więcej jest powieści, w których tłem rozmaitych historii jest moje miasto. Chciałoby się jednak, by pisarze częściej pisali o życiu w Szczecinie przed 1945 roku. Stąd już „na starcie” powieść Sylwii Trojanowskiej zyskała moją przychylność. Dalej było jeszcze lepiej. Wraz z główną bohaterką, Polką Anną Łabędź i jej niemieckim mężem Gustawem, mamy okazję „przejść się” ulicami Stettina, pójść do ówczesnych lokali czy salonów mody. /więcej/
Iwona Żytkowiak ma już na swoim koncie kilkanaście książek. W swoich powieściach skupia się przede wszystkim na kobietach. „Piszę o kobietach i zawsze będę o nich pisać. Ich świat jest bogaty i skomplikowany. Nie chcę pisać o niczym” – powiedziała kiedyś na jednym ze spotkań w Szczecinie. Autorka jest wnikliwą obserwatorką i znawczynią kobiecych dusz. Wiele czytelniczek w tych historiach odnajduje swoje codzienne troski i zmagania z rzeczywistością.
W swojej najnowszej książce również poświęca kobietom sporo uwagi, jednak nie zapomina o mężczyznach, których życie nie oszczędza…
„Weź to serce” to powieść, która ma wielu bohaterów. I choć początkowo czytelnik może odczuwać pewien dyskomfort spowodowany natłokiem informacji i postaci, to dość szybko zrozumie, dlaczego Autorka zdecydowała się uchylić nam drzwi do tylu domów. /więcej/
17 lutego koty obchodzą swoje święto! Mam jednak nieodparte wrażenie, że te stworzenia świętują cały rok! One po prostu potrafią korzystać z życia! Szczególnie te, które zadomowiły się w naszych domach. Większość z nich, po przekroczeniu progu domostwa, obejmuje je we władanie. I biada temu, kto nie chce się z tym zgodzić!
Koty. Niezwykłe istoty. Można powiedzieć, że w obecnych czasach stały się ikonami kultury. Ich wpływy sięgają bardzo daleko! Trudno zliczyć ile z nich ma własny profil w mediach społecznościowych. A ilość zdjęć kotów w internecie… Ach, któż by to zliczył? /więcej/
|
|
Najnowsze komentarze