|
Dawno, dawno temu, pewien hidalgo ukochał czytanie książek. Magia słowa pisanego przenosiła go w świat księżniczek, potworów i złych czarnoksiężników. Postanowił więc tekst wcielić w czyn. W obronie Dobra stawał do walki ze Złem. Zawsze po jasnej stronie mocy. Narażając się na śmiech i drwiny, trwał nieugięcie. W obronie pokrzywdzonych, wdów i sierot. Z miłości do Pani swego serca. Don Kichot.
Powieść Cervantesa na trwałe zapisała się w historii literatury jako ta wyjątkowa, obfitująca w niezliczone motywy i pomysły fabularne, wykorzystywane po dziś dzień. Na czym jej wyjątkowość polega? Najprościej powiedzieć – na wszystkim, ale warto sobie uzmysłowić, dlaczego. Dlaczego kochamy Cervantesa? Bo wielkim pisarzem był (chyba za długo omawiam z młodzieżą „Ferdydurke”) i nie możemy oderwać się od cudów i czarów „Don Kichota”, gotowi jesteśmy pędzić i lecieć na ratunek rycerzowi. Dlaczego? Bo to arcydzieło. Poraża mnie myśl, że autor o tym nie wiedział…
/więcej/
„Jeśli mam wyglądać autentycznie, chciałabym, żeby te zdjęcia pokazywały, że również w ciąży czuję się seksowna i piękna” – powiedziała Demi Moore do Annie Leibowitz. Aktorka zamiast ukrywać ciążę chciała dodać jej splendoru, ze słynną fotografką postanowiły zrobić sesję zdjęciową dla „Vanity Fair” w tym duchu. Powstały cudownie zmysłowe, prowokacyjne fotografie, na których wygląda jak modelka przygotowana do sesji, w ostrym makijażu, brylantach w uszach, w satynowej zielonej sukni, czy w czarnym staniku i szpilkach. Seksownie i tajemniczo. I w zaawansowanej ciąży. Jednak na okładce magazynu z sierpnia 1991 r. ukazało się inne zdjęcie, pstryknięte przez Annie po sesji, podarowane Demi i jej mężowi Bruce’owi Willisowi do rodzinnego albumu, subtelne, poruszające i pozbawione blichtru. /więcej/
Mistrzowie drugiego planu, pomocnicy czytelników, cisi bohaterowie – znaki interpunkcyjne i typograficzne – objaśniają, dają wytchnienie i podpowiadają. Uczymy się ich wraz z alfabetem, są w pierwszych czytankach i bajkach. Ich istnienie przyjmujemy jako oczywistość, tymczasem ich historia bywa pasjonująca, a ich dzisiejszy kształt znacznie odbiega od pierwowzoru.
Powstały wraz ze słowem pisanym, a właściwie przy okazji zapisu wskazówek dla mówców w starożytnej Grecji. Wskazywały gdzie wziąć oddech, gdzie zawiesić głos żeby utrzymać uwagę słuchaczy. Należy pamiętać, że ówczesny tekst był pisany jednym ciągiem, bez przerw, a i nierzadko tzw. bustrofedonem czyli jednym ciągiem w kolejnych wierszach od prawej do lewej i od lewej do prawej, każda więc podpowiedź była na wagę złota. Te i inne ciekawostki i historie, które doprowadziły do powstania kształtu tekstu jaki znamy opisuje Keith Houston w swojej najnowszej książce „Ciemne typki”.
/więcej/
Są takie chwile w życiu każdego nauczyciela, że ma dość. Po prostu. Ma dość i tyle. Zwłaszcza teraz, kiedy tak naprawdę jest w zdalnej pracy 24/24, świątek i piątek, a za oknem chmury (sami wiecie czego). I nie mogę się w tym miejscu powstrzymać od aluzji do utworu Konstantego Ildefonsa z 1936 roku, w którym czytamy: „– Znaczy się muszę wracać do groty,/(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)/czyli że pocierp, mój Władku złoty!/(skumbrie w tomacie pstrąg)”. Tekst o skumbriach przedstawia historię wizyty starszego pana (Władysława Łokietka) w redakcji „Słowa Niebieskiego” i rozmowy z dziennikarzem o ważnej sprawie. Zainteresowanych odsyłam do całości utworu. Co to ma wspólnego ze Staroniem? Niby nic, a jednak…
/więcej/
Mamy tylko jedno rozwiązanie: zburzyć wszystkie rudery, postawić nowe, wyższe budynki, zabierające mniej miejsca. Potem wszystkich wrzucić do środka.
Robert Moses
Idealista i ekscentryk, bezwzględny autokrata o żelaznej pięści. Głuchy na wszelką krytykę fanatyczny nadzorca opętańczo zaślepiony własną wizją. Tytan pracy, despotyczny jednowładca nie znoszący sprzeciwu. Przebiegły manipulator i charyzmatyczny marketingowiec. Wizjoner, wszechwładny twórca i niszczyciel, samozwańczy diagnostyk, hegemon władający nowojorską metropolią nieprzerwanie przez kilka dziesięcioleci. Genialny szaleniec, wielbiony i nienawidzony. Kreator współczesnego Nowego Jorku, wyznawca Le Corbusiera. Twórca plaż, mostów, budynków, inicjator i pomysłodawca wielopasmowych autostrad nieposiadający prawa jazdy. Władca absolutny piastujący kilkanaście stanowisk kierowniczych jednocześnie. Zamożny mieszczanin ze skazą w postaci „złego” rodowodu, rasista pogardzający ubogimi. Wszechpotężny „car parków miejskich” z ideą stworzenia modelowego miasta, skrojonego perfekcyjnie niczym architektoniczna makieta. /więcej/
Zdenerwował mnie Leszek Herman. Serio. W sensie – sama się zdenerwowałam, gdyż nagle doszłam do wniosku, że umknęła mi przedostatnia jegoż powieść. Panika. Jak napiszę o ostatniej części? Przecież ten wątek, intrygujący zaiste bardzo, mógł już dawno zostać zakończony w poprzedniej. Od czego ma się jednak znajomych, w tym również czytających i piszących? Nie no, w sumie mogłabym i bez tej informacji, ale lepiej zawsze mieć obraz całości i pewność, że się człowiek nie wygłupi. Do rzeczy.
W najnowszej przygodówce znanego i lubianego szczecińskiego pisarza aż kłębi się od różnorodnych wątków, perspektyw narracyjnych, płaszczyzn czasowych i miejsc akcji. Szczecin sprzed pandemii (chociaż i ten motyw przewinie się w tle), Szczecin i okolice z czasów II wojny światowej, Kopenhaga współcześnie. Prace na Łasztowni, Wyspa Pucka i rajdy po szczecińskich ulicach, w tym niedaleko ode mnie, na Raginisa! Powiem wam, że creepy, doprawdy, kiedy można przeczytać o doskonale znanych miejscach i dostrzec ponownie każdy szczegół, ale tym razem w otoczce sensacyjno-kryminalnej. To ogromna zaleta wszystkich książek Hermana – nawet rodowici szczecinianie odkrywają historię rodzinnego miasta czy całego Pomorza Zachodniego na nowo i od niezwykłej strony.
/więcej/
Kryminał? A jakże! I nie tylko. Komedia? Raczej czarna. Tak jak kreska, którą jest narysowana ta historia. Jej autorem jest Andi Watson, uznany brytyjski rysownik i scenarzysta. Jego powieść graficzna wciąga czytelnika od pierwszej do ostatniej strony. Jest dowcipnie, surrealistycznie, klimatycznie i zagadkowo.
Oto G.H. Fretwell, drugorzędny angielski pisarz, wyrusza w trasę promocyjną swojej najnowszej powieści. W domu pozostaje żona Rebecca i ich syn. Przed pisarzem wiele spotkań z czytelnikami i nadzieja na sławę! Niestety początek podróży zaczyna się pechowo. Ktoś kradnie bagaż pisarza. Walizkę wypełnioną jego książkami. Dla autora to ogromna strata. Dla policji, którą zawiadamia, niekoniecznie.
Potem będzie jeszcze ciekawiej, dla nas czytelników. Bohater tego komiksu niestety nie będzie zachwycony brakiem tłumów na swoich spotkaniach. Czytelnicy nie przychodzą, pogoda jest tak słaba jak hotele, w których nocuje. Z wydawcą trudno się skontaktować, a w dodatku ginie pracownica pierwszej księgarni, w które odbyło się spotkanie. Policja sugeruje, że pisarz może mieć z tym związek.
Podróż, z którą autor powieści wiązał tyle nadziei, zamienia się w koszmar…. /więcej/
Wojciecha Chmielarza znam już doskonale. Niemniej za każdym razem potrafi mnie zaskoczyć. Pozytywnie. Tą razą szczęka mi opadła i wysypały się jedynki, serio. W najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewałam się takiego twistu – oczywiście, powiedzieć nie mogę, ale sami zobaczycie, kiedy ten nieprzyjemny moment nadejdzie. Nieprzyjemny, gdyż zwyczajnie poczułam się nabrana do kwadratu i w dodatku oszukiwana przez trzy czwarte powieści! Nie mogłam uwierzyć, że tak można było rozwiązać ten główny, bądź co bądź, wątek, jednakże pomysł – rewelacja!
Uwielbiam Chmielarza za tytuły, tu rana, tu wyrwa, a tu… prosta sprawa, która oczywiście jest taka tylko na okładce. Mało tego – nawiązuje do ksywki przyjaciela (poszukiwanego przez bezimiennego herosa) – Prostego, który po wielu zawirowaniach życiowych w końcu prawie wychodzi na prostą. Wiele wątków przeplata się, rozchodzi, łącząc się w końcu w finałowej scenie rodem z gangsterskich filmów – wszyscy strzelają, a trup pada gęsto. /więcej/
|
|
Najnowsze komentarze