Myślałam, że już niewiele powieści zrobi na mnie wrażenie. A jednak. I nie mam pojęcia, jak to możliwe, by po tylu latach doświadczeń czytelniczych dopiero odkryć autora, którego powinnam znać od dzieciństwa, gdyż właśnie wtedy pochłaniałam literaturę czasów wiktoriańskich. Wilkie`ego Collinsa odkryłam trzy dni temu. Późno? O, nie, nigdy nie jest za późno na wielką miłość, a takowąż zapałałam od pierwszych stron „Kobiety w bieli”.
Już sam pomysł na narrację z różnych punktów widzenia sprawia, że ta powieść fascynuje, a przecież powstała w II połowie XIX wieku, kiedy odkrywano niektóre techniki prozatorskie. W piękną klamrę kompozycyjną ujął autor fabułę – rozpoczyna i kończy opowieścią Waltera Hartrighta, który na środkową część utworu przepadnie gdzieś w amerykańskiej dziczy, by powrócić i rozwiązać zagadkę kobiety w bieli. I być może współczesnemu czytelnikowi zakończenie wyda się zbyt oczywiste, odrobinkę naiwne, ale tak właśnie rodziła się powieść detektywistyczna!
Fascynujące są również postacie – każda z nich w swojej narracji prezentuje cechy indywidualne, nawet te językowe. Nakreślone z epickim rozmachem opisy nie nudzą, a wręcz pozwalają przenieść się wprost do wiktoriańskiej Anglii. Gotycka atmosfera cmentarza przyprawia o dreszcze i kojarzy się z wczesnymi, filmowymi horrorami. A skoro już o filmie mowa, to „Kobieta w bieli” doczekała się wielu ekranizacji, z czego najnowszą produkcją jest miniserial BBC z tego roku, gdzie Charles Dance zagrał Fredericka Fairlie, bohatera antypatycznego, aczkolwiek niepozbawionego specyficznego uroku.
Urokliwa jest opowieść Wilkie`ego Collinsa, nie tylko ze względu na niepowtarzalnych bohaterów, klimatyczne krajobrazy, sensacyjną akcję czy elementy grozy. Najpiękniejszy jest w niej motyw spajający całość fabuły – miłość, której o mały włos nie zniszczyłaby śmierć lub postradanie zmysłów. A te łatwo stracić, gdy czyha tyle niebezpieczeństw na tym świecie, jak chociażby knujący paskudną intrygę Percival Glyde czy zauroczony panną Halcombe – hrabia Fosco, z nieodłączną gromadką białych myszek. I choć jest głównym czarnym bohaterem, to nie można mu odmówić barwnej i ekscentrycznej osobowości, przyćmiewającej nawet kreację Waltera Hartrighta.
Nie dla wszystkich będzie to powieść, na pewno nie dla tych, którzy nie potrafią rozkoszować się atmosferą wiktoriańskiej Anglii i takimże stylem pisania. Niemniej, warto podjąć wyzwanie i zmierzyć się z zagadką „Kobiety w bieli”, gdyż nie wszystko pójdzie zgodnie z oczekiwaniami i po naszej myśli, dajmy się zwieść i… uwieść Wilkie`emu Collinsowi. Ja dałam.
Mirka Chojnacka
Wilkie Collins, Kobieta w bieli, Wydawnictwo Mg, 2018
Leave a Reply