„Improwizator” zaskoczył mnie. Nie dlatego, że po Andersenie można by się spodziewać tylko i wyłącznie baśni, a ta powieść nią nie jest, ale z powodu tak mocno i głęboko skrywanych uczuć. Jakby w tym utworze wreszcie chciał powiedzieć prawdę o swoim życiu i jednocześnie bał się, że odkryje karty. I że już nic, nigdy, nie będzie takie samo, kiedy czytelnik ułoży rozsypankę. Powiem szczerze – dla mnie nie będzie.
Pokrótce – osierocony Antonio trafia pod opiekę rodziny Borghese, kształci się, fascynuje piękną śpiewaczką i cierpi. Po wielu perypetiach odnajduje miłość i spokój. A wszystko to ubrane w przepiękne opisy włoskich krajobrazów i architektury, okraszone nieśmiertelną poezją klasyków. I talentem improwizatorskim tytułowego bohatera, a może raczej samego Andersena…
Nawiązań do życiorysu pisarza jest tak wiele, że pokuszę się tylko o parę. Rodzina Borghese to zapewne rodzina Collinsów, dzięki której został sławnym pisarzem. Zauroczenie Annunciatą, to fascynacja szwedzką śpiewaczką – Jenny Lind. Wielkie przywiązanie i przyjaźń z Bernardo, to miłość do Edvarda, syna Jonasa Collina. A próbująca go uwieść Santa – to żona dyrektora szkoły, do której uczęszczał. Zaś przepiękny głos młodego Antoniego jest przypomnieniem talentu małego Hansa, który został zaprzepaszczony.
Podejrzewam, że początkowe deklaracje chłopca, głównego bohatera powieści, iż kobiety są mu niemiłe, to odzwierciedlenie niechęci samego Andersena, który pod koniec życia odwiedzał domy publiczne, by tylko porozmawiać z „dziewczętami”. Jednak „Improwizator” przesycony jest od pewnego momentu namiętnościami i to do kilku kobiet. Niestety, w krytycznym momencie, kiedy już, już, może dojdzie wreszcie do zbliżenia, spada obraz Madonny, co jest dla Antoniego znakiem i przestrogą. Wycofuje się i ucieka, jak Hans Christian, który nigdy nie dotknął kobiety i odczuwał silny lęk przed podjęciem życia erotycznego. Nie mniej, improwizator kocha miłością idealną, wręcz sakralizuje swoje wybranki, ważniejsze dla bohatera jest zbliżenie dusz niż pocałunki…
Nie wiem, dlaczego się tak zafiksowałam na odnajdywaniu powiązań z biografią autora. A przecież jest to utwór przede wszystkim romantyczny, wprawdzie z elementami powieści przygodowej, ale nie na tym polega jego urok. I chociaż we wstępie napisałam, że nie jest baśnią, to Andersen nie byłby sobą, gdyby nie nasycił tej powieści magią – wszechobecną w każdym słowie, w każdym opisie, w każdej postaci. Tak, „Improwizator” jest magiczny i dałam się pochłonąć jego czarowi w jeden wieczór.
Zaskoczył mnie Andersen. Ułożyłam rozsypankę. I nic już nie będzie takie samo.
Mirka Chojnacka
H. Ch. Andersen „Improwizator”, Wydawnictwo Mg, 2017
Leave a Reply