Kiedy widzę książkę liczącą ponad 500 stron, trochę się jej boję. Czy dam radę? Ile zajmie mi jej czytanie? Dlatego też mogę powiedzieć, że po „Farfocle” sięgnęłam z pewną „nieśmiałością” :-)
Okazało się, że niepotrzebnie. Na jej przeczytanie wystarczyły mi zaledwie trzy dni. Trzy dni i późne godziny nocne… W ciągu dnia zmieniałam się WYRODNĄ MAMĘ, która odmawia zabaw z dziećmi, wykręcając się bardzo ważną lekturą. Ważną, lecz nie poważną. Bo przy „Farfoclach” chichotałam co chwilę. Nie pamiętam kiedy ostatnio mi się to zdarzało? – Śmiać się podczas czytania?
Czytelnicy tej książki dzielą się na takich, którzy od pierwszych stron świetnie się bawią, i widzą jak autor książki puszcza do nich oko, oraz na tych, którzy czują się urażeni tym, że kpi sobie z kobiet.
Sam autor przyznaje, że jego zamierzeniem było napisanie pastiszu popularnej kobiecej literatury. Powołał więc do życia dwie przyjaciółki mieszkające w Warszawie, i pracujące jako stylistki w jednym z kobiecych pism. Jak przystało na książkę o kobietach nie zabraknie w niej wątku miłosnego, ciekawych rozwiązań w temacie podsłuchów i obserwacji potencjalnego kandydata na partnera życiowego. W pierwszym tomie pt. „Nasturcje i ćwoki” do akcji wkroczy nawet policja.
Humorystyczne perypetie dwóch przyjaciółek, lekkie pióro autora, dowcipne dialogi i przemyślenia na temat mężczyzn głównej bohaterki, oraz jej relacja z matką to wszystko sprawiło, że mogę z czystym sumieniem polecić ją ludziom z dużym poczuciem humoru, a szczególnie kobietom.
Oko ucieszy z pewnością niebanalna oprawa graficzną którą stanowią collagge z polskich pism modowych z przełomu lat 40. i 50. Polecam baaardzo!
/MW/
Leave a Reply