Opis rzeczy – choćby najmniejszej, najdoskonalej błahej; opis – niechby najdłuższy, najbardziej elokwentny – nigdy rzeczą nie jest. W rzeczy samej. Z opisu człowieka nie uczynisz człowieka. Żadna biografia nie jest życiem; nie jest do życia podobna – czyjegokolwiek.
Uzgodniwszy uznanie powyższego akapitu za – z dawien dawna – obowiązującą oczywistość, przyjrzyjmy się „pierwszej po śmierci Sławomira Mrożka poświęconej mu książce biograficznej” – jak jest opisana na okładce. Pierwsze wrażenie jest takie, że Małgorzata I. Niemczyńska musiała rozpocząć pracę nad nią dużo wcześniej, być może przeczuwając rychło zbliżający się kres życia pisarza… Dwa miesiące od czasu, kiedy spoczął w krakowskim Panteonie Narodowym przy Kościele św. Piotra i Pawła, mamy oto gotową (w znaczeniu napisaną, wydrukowaną) książkę. Z niedowierzaniem bierze się do rąk taki tom, choć przecież można się było spodziewać; choć przecież kiedyś musiała przyjść ta pierwsza…
Już od początku zaciekawia pomysł konstrukcji tej biografii, którą można podzielić na dwie główne – równoczesne, nieodzowne dla każdego właściwie człowieka – płaszczyzny- klucze. Umownie nazwijmy je na przykład „Geografią Mrożka” i „Ludźmi Mrożka”. Dzięki takiemu zabiegowi autorki poznajemy szkielet faktograficzny życiorysu pisarza – od narodzin i dzieciństwa w podkrakowskim Borzęcinie, przez Kraków, Warszawę, Chiavari (Włochy), Vence, Paryż, Meksyk, znowu Kraków i jeszcze raz Francja (Nicea). To tylko miejsca zamieszkania – stałych pobytów – jakbyśmy mogli powiedzieć. Poza tym geografia Mrożka składa się z wielu innych współrzędnych (nie tylko geograficznych), wielu krajów i miast w tych krajach, często osadzonych w kontekście bieżących wydarzeń politycznych (inwazja na Czechosłowację w 1968, stan wojenny w Polsce itp.). Zaistnienie każdego z tych miejsc w biografii dramaturga zdaje się być przez niego samego solidnie przemyślane i uzasadnione. W każdym z nich dzieją się bardzo ważne rzeczy i powstają kolejne utwory.
Drugim kluczem do Mrożka, jaki proponuje Niemczyńska, są ludzie – ci, spośród napotkanych w życiu przez twórcę, którzy odegrali role ważne. Większość z nich znamy – lepiej lub słabiej – skądinąd: Adam Włodek, Maria (Mara) Obremba (pierwsza, wcześnie zmarła żona pisarza), Stanisław Lem, Witold Gombrowicz, Susana Osorio (druga żona), Jan Błoński. Relacjami, historią znajomości, zażyłości z tymi osobami stara się autorka Striptizu neurotyka opowiedzieć nam o Mrożku i o jego neurotycznej naturze. Mnóstwo tu kwestii zasadniczych, fundamentalnych, ale także wiele tajemnic towarzyskich i anegdot. („Na pewnym przyjęciu obskakują pisarza zaaferowane panie. Najpierw zalewają potokiem słów, aż wreszcie milkną w oczekiwaniu na odpowiedź. On na to grzecznie: >Do widzenia<. Odwraca się i wychodzi”.) Ale są też dykteryjki znane już z innych historii innych twórców.
Najciekawsze jednak z punktu widzenia „mrożkologii” wydają się fragmenty opowiadające o jego postawie, reakcjach w sytuacjach sukcesów i potknięć; które demaskują Mrożka wobec kolegów po piórze (często nie był o nich dobrego zdania); które czasami mówią o podziwie, częściej o zazdrości, niskiej ocenie. (O sukcesach i popularności Ryszarda Kapuścińskiego: „Zawsze miał bystre oczka”; o Adamie Zagajewskim, jako o potencjalnie przyszłym nobliście: „Zawsze się o to starał”).
Na pierwszy plan wysuwają się tu jednak stosunki z Gombrowiczem, którego Mrożek, podziwiał, szanował – być może aż po różnorakie kompleksy. Obaj spotkali się nawet, rozmawiali, pisywali do siebie, jednakże nie był to podziw symetryczny, szacunek symetryczny, kompleksy symetryczne. Dowód? Zaczerpnięty prosto ze Striptizu neurotyka:
„W trzech tomach Dziennika Sławomira Mrożka mowa o Witoldzie Gombrowiczu 153 razy. W jego korespondencji z Janem Błońskim – sześćdziesiąt trzy, ze Stanisławem Lemem – trzydzieści. W pozostałych zbiorach po kilka, kilkanaście. Razem kilkaset.
W oficjalnym Dzienniku Gombrowicza Mrożek pojawia się raz.
W intymnym kalendarium Kronos – sześć razy.
W korespondencji z Jerzym Giedrojciem – dwa.
W tym raz jako… Stanisław”.
Nie dane nam jest z książki Niemczyńskiej poznać istotnych, dogłębnych przyczyn powstania poszczególnych dzieł autora Tanga – możemy się ich tylko domyślać, lecz i to z poważnym domniemaniem, że nie zawsze trafnie. Nie dowiemy się z niej ponad wszelką wątpliwość, które osoby, miejsca czy zdarzenia miały znaczenie dla powstania poszczególnych utworów. Mrożek po prostu pisał – cały czas pisał – no, może poza, jak sam przyznał, dwoma dniami następującymi zawsze po poważniejszej ilości alkoholu (co zdarzało mu się nierzadko). O tym, że pisał sporo, wiedzieliśmy: dramaty, opowiadania, felietony… O tym, że aż tyle, dowiadywaliśmy się stopniowo, dopiero po publikacjach Baltazara, kolejnych części jego Dziennika, obfitej upublicznionej korespondencji (ze Stanisławem Lemem, Wojciechem Skalmowskim, Janem Błońskim, Erwinem Axerem). Sam Dziennik to prawie 4000 stron maszynopisu!
Przerzucając pierwsze strony Striptizu neurotyka pomyślałem, że będę udawał troglodytę (umiejącego nie wiadomo skąd jako tako składać literki – rzecz jasna), który pierwszy raz spotyka się z nazwiskiem Mrożek i zobaczę, czy będę zainteresowany jego twórczością po lekturze tejże próby biograficznej. No, oryginał to na pewno z niego był. Ale nudziarz raczej i mizantrop. Z drugiej strony – w tak ciekawych czasach żył, tyle świata zjeździł i tyle o nim naopowiadał! Z takimi ludźmi przystawał! Na tak wielkich potrafił się obrazić, a o innych, równie wielkich, miał odwagę mieć złe zdanie! Przecież dziesiątki reżyserów nie reżyserowałoby, a setki tysięcy widzów nie płaciłoby za bilety, gdyby nie był tego wart.
Małgorzata I. Niemczyńska zrobiła pożytek głównie z tego, co jej bohater wydał w ostatnich latach życia, podejmując pierwszą po jego śmierci próbę jakiegoś usystematyzowania, wstępnej syntezy informacji zawartych w tych dziełach, konfrontując je z innymi pozycjami literatury, stawiając przy tym tezę o neurotycznej naturze Mrożka. Powstała z tego rzecz dość lekka, niezobowiązująca, przystępna również dla niezbyt wymagającego czytelnika. Autorka opowiedziała przede wszystkim nie o wielkim pisarzu, lecz o wrażliwym, bardzo – bardziej niż inni – osobnym człowieku. Przywołała fakty zarówno powszechnie znane, jak i te uchodzące dotąd uwadze lub pamięci szerszej publiczności – choćby reżyserowanie filmów we współpracy z Jerzym Lipmanem i Witoldem Sobocińskim, czy niektóre detale z terapii po udarze mózgu, który przyniósł (szczególnie dotkliwe dla pisarza) nieszczęście afazji. Nie porwała się na monumentalne, wnikliwe, analityczne dzieło – i bardzo dobrze. „Na swojego Franaszka” pisarz musi jeszcze poczekać. Chciała jedynie rozebrać Mrożka głownie po to, żeby zobaczyć w nim neurotyka i z dużą dozą pewności można powiedzieć, że zobaczyła i teraz pokazuje go nam. Na prezentację zaś pozostałych Mrożków w Mrożku przyjdzie jeszcze pora.
P.S. Chętnie przeczytam z Mrożka to, co wcześniej umknęło, na co nie było czasu, co zawieruszyło się w biblioteczce i w pamięci.
Marek Maj
Małgorzata I. Niemczyńska,Mrożek.Striptiz neurotyka,Agora SA, Warszawa 2013
Leave a Reply