Nie spodziewałam się, naprawdę, że taką pozycję znajdę w polskiej literaturze i trwam w jakimś dziwnym, pokracznym stuporze myśli, które ciągle wracają do tekstu „Rozmów na trzech grabarzy i jedną śmierć” Tomasza Kowalskiego. Od momentu zatopienia się w ten nieomalże groteskowy, surrealistyczny klimat, nie potrafię przestać się uśmiechać. Śmiać raczej, z samej siebie, wszechświata i całej reszty, całkowicie obnażonej ironicznym, lecz także refleksyjnym piórem autora. I dziękuję mu bardzo za to, gdyż powodów do uśmiechu nigdy dosyć.
Cmentarz. W Ponurej. Trzech grabarzy. Wampir alkoholik, stara dewotka i Madame, handlarz zniczami, emerytowany nauczyciel – wszyscy uwikłani w pasjonujące rozprawy na temat, który akurat ich interesuje. Nie ma to jak pokonwersować o słuszności eutanazji czy patriotyzmu tuż nad świeżo wykopanym grobem. A do tego jeszcze mieszające w ludzkim życiu oblivokry. No i śmierć, taka antropomorficzna personifikacja, która najwyraźniej nigdzie się nie spieszy i wręcz żali rozmówcom, ile czasu i zachodu kosztowały ją próby przywrócenia komuś życia przez zespół szpitalnych ratowników medycznych. A przecież z nią nikt nie wygra…
Tak jak nie wygra śmiertelnik z oblivokrami… a rozgrywka jest wciągająca. Autor, korzystając z techniki kompozycji szkatułkowej, pozwala śmierci snuć intrygującą opowieść o losach trzech mężczyzn, Krzysztofa, Grzegorza i Stanisława. Jakie tajemnice ukrywają? Dlaczego spotkał ich taki, a nie inny los? Wszystko rozegra się w jedną noc, kiedy prawda o naturze człowieka wyjdzie z ukrycia. I porazi każdego, kto spojrzy jej w oczy. Taka rola oblivokrów właśnie.
A jaka rola czytelnika? Hmm… autorefleksyjna nadzwyczaj. Bo nie sposób przejść obojętnie obok danse macabre, rozważań nad eutanazją i istotą patriotyzmu czy oznakami ludzkiej słabości, które okazujemy na każdym kroku. Podobnie z litością, która nas… dowartościowuje! Och, tak, litość jest najlepszym lekarstwem na depresję. Zawsze można się ucieszyć, że to nieszczęście nie dotknęło właśnie nas. Taka autoterapia.
Autoterapeutycznie podziałało na mnie praktycznie wszystko z „Rozmów na trzech grabarzy…”. A zwłaszcza bezcenny, czarny humor oraz lekkość, z jaką autor pisze o sprawach naprawdę trudnych, spędzających sen z powiek niejednemu filozofowi. Genialnie nawiązuje też do znanych i lubianych klasyków, parodiując lub parafrazując kanon lektur. Uwielbiam scenę psychomachii Młodego w grobowcu wampira Wincentego, recytację Ćwięczka, rodem nie tylko z dramatów romantycznych… A przede wszystkim, zadurzyłam się w fossor sapiens, czyli grabarzu myślącym. Wyciągnęłam też sedno z nauk oblivokrów – nie należy przesadzać z obyczajową rozpustą i kulturowym nihilizmem. Chyba, że w sztuce. Tam jest nawet pożądany. Pożądajmy więc lektury tego tekstu, który z głębi mej opętanej przez nihilizm epistemologiczny duszy, szczerze polecam.
Mirka Chojnacka
Tomasz Kowalski,Rozmowy na trzech grabarzy i jedną śmierć, Wydawnictwo Mg,2017
Leave a Reply