Pamiętam te wakacje, kiedy z wypiekami na twarzy czytałam pospiesznie dopiero co wypożyczone nowele Boccaccia, a było to lat temu ze trzydzieści pięć. Zawsze wyglądałam na starszą, więc pani bibliotekarka, obrzuciwszy mnie świdrującym spojrzeniem, zaznaczając mimochodem, że to lektura z półki dla dorosłych (już byłam pewna, że nici z poleconej mi przez kuzyna pozycji), niechętnie podała mi „Dekameron”. Dzisiaj, biorąc do ręki przepiękne, nowe wydanie nieśmiertelnych opowieści florenckiego mistrza, czekałam na to samo uczucie. I nie zawiodłam się.
Na Boccacciu nie można się zawieść, gdyż nieprzemijalnie wzbudza emocje, trafiwszy w XVI wieku nawet na listę ksiąg zakazanych. Nazwałabym to wielką pomyłką, a listę – listą ksiąg niezrozumianych. Takie to były czasy, kiedy w każdym tekście obnażającym naturę człowieka (czyt. zakonnika), doszukiwano się obrazoburczych i podważających autorytet treści. A autor „Dekameronu” bardziej piewcą piękna ludzkiego ciała i umysłu był, niźli szerzącym zamęt w szeregach służebników Kościoła wywrotowcem. No cóż, wszak nie każdemu dana jest umiejętność odczytywania sensów ukrytych, zwłaszcza peryfraz, które z upodobaniem Boccaccio stosuje. Ups, coś mi się widzi, że setka przeczytanych nowel na mój styl pisania nieświadomie wpływać poczęła…
Piękny jest humanizm i niezwyciężony. Za Miłoszem – nawet oddanie „Dekameronu” na przemiał nic by nie przyniosło. To idee Harmonii i Piękna, obecne w każdej nowelce, kształtują obraz świata, w którym ludzkie ułomności nie straszą, a prędzej wzbudzają litość lub śmiech. Galeria postaci przewijających się przez dziesięć dni snucia opowieści, które ku swej uciesze prezentują uciekinierzy z dotkniętej zarazą morową Florencji, jest panoramiczna (od zwykłych rzezimieszków po cudnej urody książęta) i barwna. Boccaccio genialnie portretuje społeczeństwo połowy XIV wieku, poświęcając jednak najwięcej uwagi… Miłości.
Miłości, której rodzajów znajdziemy tu wiele, a żadnego z nich wstydzić się nie musimy. I to też świadczy o pięknie ludzkiej natury, gdzie obok gorąca szalejących zmysłów jest miejsce na chłodną rozwagę idealizmu, a erotyka bezpruderyjnie pozwala sobie na akty małżeńskie i poza. Niemniej, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autor ma podobną do Dantego skłonność – to miłość wprawia w ruch niebo i gwiazdy… i słowiki.
„Słowik” (dzień piąty, opowieść czwarta) należy do moich ulubionych nowelek. Jest niezwykła, gdyż posiada nieprzemijający urok – pierwszej miłości. I pierwszego zbliżenia. Jakoś tak mi się dzieje, że za każdym razem, gdy wracam do tego tekstu, motyle w brzuchu nie dają spokoju, jakbym jakąś nastolatką była, a nie doświadczoną białogłową w kwiecie wieku. I jeszcze ten fortel, ze spaniem na balkonie i słuchaniem śpiewu słowika – przedni pomysł, który zamyślałam wcielić w życie, ale mój ojciec mniej wyrozumiałym rodzicem byłby, znalazłszy swą córkę w tak jednoznacznej sytuacji, niż pan Lizio. Finał z pewnością odbiegałby od tego z opowieści – „Potem, przez długi czas, dniem i nocą, w spokoju i radości łowili słowika, ile tylko zapragnęli.”
Niech nie przeraża opasłość „Dekameronu” – czytać należy go powoli, delektując się każdą sceną, każdym opisem i dialogiem, każdą refleksją. Wystarczy jedna nowela na jeden dzień, a humanizm i piękno świata wnikną stopniowo w nasz umysł, sprawiając, że zapomnimy o szarościach i trudach codzienności. Niech florencki autor rozgrzeje wyobraźnię i sprawi, by chociaż sto wieczorów nie było samotnych. Nie wstydźmy się czytać Boccaccia!
Mirka Chojnacka
Giovanni Boccaccio, Dekameron, przekład: Edward Boye, Wydawnictwo Mg, 2017
Leave a Reply