Marcin Wicha lubi się przyglądać. Lubi też, że w smatrfonach są aparaty fotograficzne. „Te aparaty są raczej kiepskie, przynajmniej w modelach, których używam” – dodaje. Fakt, mają mikroskopijne obiektywy, a głębia nie ma ostrości. „Kiedy chcę coś sfotografować, muszę podejść bardzo blisko, przyłożyć telefon” – mówi Wicha W jego telefonie jest więc świat składający się ze zbliżeń, detali, drobnych obiektów, faktur, kolorów. Roślin wyrastających z chodnika, ogłoszeń, zardzewiałych tabliczek tapicera. Szczegółów zatrzymanych w telefonicznej pamięci. „Tkwią w telefonie kompletnie zapomniane” – stwierdza. Jednak gdy kończy się pamięć telefonicznej karty, trzeba te wszystkie zatrzymane kadry przejrzeć, wrócić do nich, coś zostawić, coś pousuwać. Czy nie jest tak z naszą pamięcią? Czy nie mamy w głowie pełno życiowych kadrów? Okruchów pamięci, obrazków wspomnień, szczegółów malujących obrazy naszego życia? Gdy przyłożymy do nich obiektyw naszych wspomnień, przewija się cała seria wydarzeń. Małych, pięknych, trochę smutnych, trochę śmiesznych, nostalgicznych, mama, tata, plaża, pies wskakujący w kałużę, jakiś groźny komunikat z ekranu telewizora, falująca trawa na łące, świadectwo dziecka. Tylko tyle i aż tyle.
Marcin Wicha lubi także pisać. „Układać słowa koło siebie i sprawdzać, jak działają. Ale pewnie każdy, kto pisze, chciałby, żeby ktoś inny też się w tym tekście odnalazł. I może żeby miał z tego odrobinę przyjemności” – mówi. Jego najnowsza książka, zbiór felietonów pt. „Nic drobniej nie będzie” składa się z małych wspomnień. Takich, jakie ma każdy z nas. „To jak przykładanie tego smartfona do napotkanego przedmiotu” – dodaje Wicha. Te teksty mają krótką ogniskową, są właśnie opowieścią o pamięci, o potrzebie zapamiętywania, zatrzymaniu kadrów zdarzeń w ich miejscu i czasie.
Marcin Wicha nie lubi pouczać. Nie stawia kropek nad i, nie sięga po generalne sformułowania czy ostateczne wnioski. „Nie jestem w tym mocny, nie umiem i chyba niespecjalnie lubię. Mam nadzieję, że z tych drobnych elementów coś się układa, jakaś całość” – mówi. „Nic drobniej nie będzie” jest więc jak prywatna kronika ostatnich lat. O codzienności z jej tymczasowością, mimochodem i mimowolą. O wizytach u krewnych, o tym jak przetrwać wieczór autorski, o emotikonach, o kubełku na zmieszane odpadki, o wszystkich protestach, klimatycznych też, bieganiu ze znajomymi pod sejm, o dorastaniu córek, o żółwiu jako członku rodziny zamiast modnego labradora o sierści koloru herbatnika, o zniczach w kształcie Polski, o spisie powszechnym, o tym jak czasami brakuje słów, o Kazimierzu, gdy nagle tam, gdzie była łąka i gdzie wędrowało się latami z dziećmi pojawił się płot z tablicą „Teren prywatny”, o poczuciu bezradności i winy na myśl o tym co zrobiliśmy planecie. O drobiazgach zwiastujących koniec epoki.
Marcin Wicha jednak w skrytości ducha jest taki jak każdy z nas. Chciałby od czasu do czasu popouczać, podowodzić i pomądrzyć. „Też mnie to czasem dopada. Oczywiście. Też chciałbym czasem poobjaśniać. To pewnie kryzys wieku średniego, że zaczynasz się rozglądać za jakąś trybunką, mównicą, skrzynką, żeby na nią wejść i objaśniać, objaśniać” – mówi. Ale wtedy przypomina sobie, że z emotikonów najbardziej lubi czerwone serduszka. W tekście „Unicode” z „Nic zdrobniej nie będzie” pisze jak szybko i gwałtownie poszerza się świat emotikonów, współczesne obrazkowe pismo do opisywania i nazywania tempa życia i szybkich relacji. Jednak gdy dochodzi co do czego, to Wicha wybiera trochę sentymentalny, trochę oldschoolowy, pozornie banalny, ale głęboki w swojej prostocie komunikat – symbol uczuć. I taka właśnie jest ta książka z czułością złożona z okruchów pamięci.
Katarzyna Amon
Marcin Wicha, Nic drobniej nie będzie, Wydawnictwo Karakter, 2022
Leave a Reply