Morze, nasze morze… wieczne, nieskończone, potężne. Symbol pramaterii. Chaosu, otchłani, dzikości i zniszczenia. Tajemnicy. Mogłabym tak długo, a Kopaliński jeszcze dłużej, więc odsyłam do „Słownika symboli” tegoż, w którym przeczytacie między innymi o tym, jak popularny jest to motyw w literaturze i sztuce. I jak wiele znaczeń nam umyka, choć jedno z pewnością doskonale zinterpretujemy. Morze – życie ludzkie, pełne pokus i niebezpieczeństw, które przepłyniemy, dobijając do brzegu. Tak jak Santiago, bohaterski starzec, powracający do swojej wioski wprawdzie ze szkieletem marlina, ale jako zwycięzca. „Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”, powiada Hemingway. Czy ma rację?
O czym jest to słynne opowiadanie? O starym człowieku i morzu, powiecie. Czyli? No o tym, że przez osiemdziesiąt cztery dni stary rybak nic nie złowił i cała wioska z niego drwiła, ale on się zawziął, samotnie wypłynął na dalekie morze, złowił rybę, ale ją zjadły rekiny i wrócił, zyskawszy szacunek innych rybaków, koniec. Świetnie, brawo. Streszczenie krótkie, idealne na ściągę. Tylko że, tak naprawdę, wszystko rozgrywa się między wierszami, żeby nie powiedzieć – między wiosłami. Cały dramat salao – pechowca, z którym już nikt nie chciał łowić. I o ile na lądzie wydawał się potrzebującym opieki nieudacznikiem, o tyle na morzu radził sobie doskonale – zawsze wiedział, dokąd płynie… Samotnie, w swojej wysłużonej łodzi, tocząc walkę na śmierć i życie w imię miłości. I nadziei.
Wielkie prawdy o życiu i świecie zawarł Hemingway w swoim ostatnim utworze fabularnym. O starości i samotności, ale też przyjaźni i afirmacji natury. Zadziwiają szacunek i pokora, jakimi rybak darzy morze, ptaki, ryby… a kiedy z nimi rozmawia, ma się nieodparte wrażenie, że to św. Franciszek głosi swoje kazania, tyle w słowach Santiago jest miłości do piękna przyrody. I humanizmu. Swoją heroiczną postawą bohater udowadnia, że nie wolno tracić nadziei i przestać marzyć. W człowieku jest mnóstwo silnej woli i siły do walki. O siebie. O rybę. O marzenia. Życie tak długo ma sens, dopóki istnieje cel, który sobie wytyczymy i będziemy do niego dążyć, nie oskarżając fatum o porażki. Padać i znów się podnosić. Pragnąć i walczyć. Tylko walka ma sens, aż człowiek w końcu zwycięży, tak jak stary salao. Mimo pozornej przegranej, dowiódł, że choć ręce i oczy już nie te, nie istnieje siła, która by go złamała. A na pewno nie marlin. Ogromny ładunek optymizmu i wiary w człowieka niesie ze sobą tekst Hemingwaya, niezwykły wręcz. Nic też dziwnego, że został nagrodzony Pulitzerem i przyczynił się do otrzymania przez autora „Pożegnania z bronią” w 1954 roku literackiej Nagrody Nobla. I co? Można? Można.
Można też wpaść na słynnego hemingwayowskiego drinka (Papa Doble) do przytulnej kawiarni w Świnoujściu, w centrum miasta, do której całkiem przez przypadek trafiłam w majówkę, akurat po sesji zdjęciowej egzemplarza „Starego człowieka i morza” nad… morzem. Zdobyłam nawet pieczątki z podobizną Hemingwaya! A tuż obok, na tej samej ulicy, jest pub z wymalowaną na ścianie łodzią Ernesta. W obu miejscach mnóstwo zdjęć czy obrazów, utrzymanych w klimacie tamtych lat. Bo, jak się okazało z rozmów z właścicielami, syn Hemingwaya podobno tu był! I powiem wam w sekrecie, że to idealne miejsce na krótką, letnią przerwę, wypicie lemoniady i przeczytanie równie słynnego co Papa Doble opowiadania o sile człowieka, którego można zniszczyć, ale nie pokonać.
tekst i zdjęcia: Mirka Chojnacka
Ernest Hemingway „Stary człowiek i morze”, Wydawnictwo Marginesy, 2022
Leave a Reply