30 sierpnia ma swoją premierę książka pod tytułem „Spółdzielnia starców”. Autor jako opiekun, koordynator sekcji oraz pracownik socjalny przepracował 18 lat. Przygotujcie się więc na przyswojenie wiedzy tajemnej. Przemysław Budziński nie tylko nauczy Was rozróżniać dom pomocy społecznej od domu seniora, ale również szczerze i bez owijania w bawełnę opowie co czeka w takim miejscu na osobę, która tam trafia i jak wygląda codzienność pracowników pomocy społecznej.
To lektura dla tych, którzy chcą tam pracować i dla tych, którzy planują tam pobyt swoich bliskich.
„Postaram się przenieść Was w miejsce, o którymi wspomina się wtedy, gdy dzieje się coś złego, a zarazem do miejsca atrakcyjnego z medialnego punktu widzenia. Od Was zależy, czy będzie to podróż wygodna, czy pełna wybojów” – pisze we wstępie autor, z którym rozmowa poniżej.
Takiej książki jeszcze nie było! Bez tabu i bez cenzury o codzienności w domu pomocy społecznej. I zaznaczmy to nie jest powieść. Ta książka to reportaż. Wierzysz, że to będzie bestseller? ;-)
Będzie, o ile uda się wcisnąć tą książkę wszystkim pracownikom pomocy społecznej 😉 A tak poważnie, to nie jestem drugim Adamem Kay’em czy Pawłem Reszką i raczej wierzę w to, że napisałem ważną książkę, która odrywa pewne szablony od polskiej starości.
W „Spółdzielni starców” informujesz, rozwiewasz wątpliwości, uświadamiasz… No właśnie. Dlaczego powstała „Spółdzielnia starców”? Dla kogo napisałeś tę książkę? I kto twoim zdaniem POWINIEN ją przeczytać?
Powinien każdy, wtedy stanie się bestsellerem 😊. Myślę, że jest to pozycja zarówno dla ludzi, którym instytucja Domu Pomocy Społecznej wyłania się z tajemniczej mgły jak i dla tych, którzy już coś wiedzą i chcą swój osąd utrwalić. Ciekawie, gdyby z treścią zapoznali się włodarze miasta i kierujący placówkami pomocowymi. Wsłuchać się w głosy szarych pracowników – to niezwykła wartość. I na końcu odbiorcą powinien być ten „szary pracownik” – ta książka jest pewnego rodzaju hołdem dla opiekunów, pokojowych, pracowników kuchni, terapeutów, pracowników socjalnych i rehabilitantów – czyli tych wszystkich, którzy sprawują bezpośrednią pieczę nad mieszkańcem.
Jako osoba, która tak długo pracuje z osobami starszymi, jesteś dla mnie bardzo wiarygodnym informatorem. W swojej książce opisujesz codzienne życie seniorów i pracowników pomocy społecznej. Nie koloryzujesz, nie owijasz w bawełnę. Tu nie ma ckliwych opowiastek. Jest szczera, czasem bolesna prawda ale na szczęście doprawiona humorem. Nie boisz się zwolnienia z pracy? Ktoś może uznać, że napisałeś za dużo i zbyt szczerze… ;-)
Mam w rodzinie dobrą prawniczkę 😉 Poza tym kiedyś natknąłem się na książkę, w której autorka na pierwszych stronach dedykuje napisane dzieło „swojemu” Dyrektorowi, dziękując mu za pomoc w uzyskaniu finalnego efektu. Przyznasz, nie wygląda to obiektywnie? Mój mix reportażu z poradnikiem nie jest batem na dyrekcje czy kierownictwo, ani też próbą podlizania się. Poza tym, same historie pochodzą z czasów rezydentury czterech dyrektorów DPS i dwóch Domów Seniora, ciężko tu znaleźć krytykę skierowaną w konkretną postać, czy sytuację. Uważam, że to co wymaga poprawy można napiętnować, to co jest dobre pochwalić, a przyzwyczaić musimy się do tego, na co nie mamy wpływu.
„Była niegrzeczna niepoprawna, ta wersja jest wygładzona” – piszesz na jednej ze stron. Czyżby? Ile korekt przeszedł ten tekst?
Autokorekta polegała na tym, że wyrzuciłem treści, które jednoznacznie kojarzyły się z pewnymi osobami, mimo że nadałem im inne wartości. Usunąłem też opowieść fabularyzowaną o opiekunce, bo zbyt dużo osób mogłoby wywnioskować, że napisałem o niej, a to nie było moim zamiarem. Kilka razy przekroczyłem też granice dobrego smaku😉. W rozmowach z wydawnictwami jedno z nich chciało mi narzucić ton, w którym słowo „starzec” pojawia się wyłącznie w ostateczności, a w kolejnym, by cechy tej książki były właściwe dla „prawilnego” reportażu – czyli, by znajdowali się w nim bohaterowie – jakaś tam pokojowa Maria, pan Mireczek złota rączka i opiekunka Kasia. Mogę inaczej poprowadzić fabułę powieści, ale życia z mieszkańcami domu pomocy społecznej inaczej nie zrozumiem, niż tak jak je pokazałem na kartach „Spółdzielni starców”.
Myślę, że po lekturze, wielu czytelników z pewnością doceni jeszcze bardziej trud pracowników pomocy społecznej. Być może niejedna osoba, której bliski przebywa w taki miejscu przeanalizuje swoje zachowanie… Ktoś inny, kto właśnie mierzy się z podjęciem decyzji o umieszczeniu rodzica w domu pomocy społecznej, skorzysta z wielu informacji, które tu zawarłeś. Piszesz o oczekiwaniach i realiach, zarzewiach konfliktów między mieszkańcami, ale także między wymagającymi opiekunami i personelem. W formie tabelki weryfikujesz wyobrażenia o typowym pokoju w domu pomocy społecznej, nie omieszkałeś zrobić nawet typologii mieszkańców i odwiedzających ich rodzin. Kiedy siadłeś do pisania miałeś jakiś konkretny plan? Czy pomysły na kolejne rozdziały pojawiały się w trakcie?
Plan na książkę wyławiałem z głębin moje pamięci i pamięci moich „odpowiadaczy” mniejszymi partiami. Starałem się zawrzeć taką ilość rozdziałów, by nie pominąć każdego aspektu instytucji, za wyłączeniem kierowania placówką, bo uważam, że nie mając o tym wiedzy i doświadczenia, nie powinienem się wypowiadać. Pierwsza wersja książki powstała w 2020 roku, a kolejna została uzupełniona o rozdział związany z Covidem. Chciałem, by w swoim formacie nie przedstawiała też monolitu, dlatego pojawiły się tabelki, które bardziej obrazowo, choć z lekkim przymrużeniem oka traktują rzeczywistość. Z wykształcenia jestem socjologiem, więc uwielbiam wszystkie typologie 😊 Nie mogło ich zabraknąć.
Ale wróćmy jeszcze do pracowników pomocy społecznej i waszej niełatwej pracy… Seniorzy to nie tylko przemili staruszkowie. A seniorzy z demencją to już wyższy level…
Wiele osób zastanawia się „Co was trzyma w tej robocie”. A gdybyś miał powiedzieć teraz tak w skrócie, co trzyma tu ciebie?
Z pewnością nie płaca 😉 Myślę, że pomimo wszystko klimat. To nie korporacja, jest ciężko, ale przynajmniej rodzinnie, choć jak to w rodzinie – zdarzają się jazdy bez trzymanki. A starsi ludzie są pomimo wszystko, bardzo oddaną grupą, która lubi z siebie żartować.
To twój debiut książkowy ale ci, którzy obserwują na FB profil Szczecinowiercy (audioserial), znają cię z innej strony! Jesteś pomysłodawcą tego projektu, piszesz mroczne teksty z historią Szczecina w tle. Czym jest dla ciebie pisanie?
Krzysztof Lichtblau w swoim leksykonie (który aktualnie przeglądam) napisał, że często spotyka się z tym, że ktoś określa siebie autorem, a nie pisarzem, co jest wybiegiem, który ma się odnosić do niewielkiego dorobku lub/i braku osiągnięć jego książek. To słuszna ocena, zastanawiałem się też nad tym, ale w moim przypadku uparcie będę autorem tej książki, a jak dobry los da – kilku kolejnych. Nie posiadam dyscypliny pisarskiej – mam w tej kwestii jedynie rzuty choroby 😊 Nie mam też chęci z tego żyć. Profil Szczecinowiercy jest dla mnie na tyle angażujący, że nie zamierzam tworzyć własnej strony autorskiej w sieci, a odpowiadając na Twoje pytanie (żona zawsze mówi, że nie potrafię gadać prosto, tylko muszę to wszystko opakować po tysiąc szeleszczącymi foliami) to pisanie jest dla mnie DROGĄ. Przede wszystkim tą, do której musiałem dotrzeć. Impuls do pisania pojawił się w totalnie odjechanym momencie mojego życia – napisałem mowę pogrzebową dla mojej zmarłej babci. Tekst był o czarodziejce mojego dzieciństwa. Mój brat podszedł do mnie po uroczystości spłakany i rzekł „K*rwa stary, to było mocne!” W kolejnych dniach uznałem, że napiszę powieść. I zadedykuję ją babci Krystynie.
Czy łatwo było doprowadzić proces pisania książki do końca? Od napisania do wydrukowanego egzemplarza?
Może to dziwne, ale jak już mam swoje „rzut choroby” i piszę, to jakoś idzie. Nadążanie za własną fabułą, która zbiera się w głowie nie jest trudna, to wszystko się pięknie układa. Jeśli nie w pierwszej wersji, to już przy autokorekcie. Problem zaczyna się w momencie, kiedy masz już skończone dzieło i chcesz je wydać. W moim przypadku było tak, że pierwszą powieść (durny ja, który uznał że napiszę coś monumentalnego na miarę Georga R.R. Martina) napisałem na totalnym pisarskim haju, kiedy zwolniłem się z pracy (pisałem ciągiem trzy tygodnie). Tekst był bezgranicznym koszmarkiem literackim, a pomimo tego, jedno z największych wydawnictw w tym kraju zaproponowało mi umowę. Ba, nawet zapłaciło równowartość mojej ówczesnej dwumiesięcznej wypłaty. Finalnie nie wyszło. I teraz jestem bardzo ostrożny, póki nie trzymam własnej książki w rękach – wcześniej nie potrafię zaufać i cieszyć się, że trafi do szerszego grona odbiorców.
No i mamy kolejnego szczecińskiego Autora! Gratuluję ci debiutu i przyznam szczerze, że czekam na Twoją kolejną książkę! Może tym razem będzie to powieść z dreszczykiem?
Dzisiaj mogę powiedzieć, że wspomniana wyżej, nieco pechowa powieść być może znalazła swoją mamę i ojca chrzestnego 😉 To dark fantasy przewidziane na cztery części, gdzie dwie mam napisane. Opowieść z dreszczykiem jest wstępnie zakontraktowana umową wydawniczą i być może ujrzy światło dzienne jeszcze w tym roku. Z kolei na początku kolejnego roku „wystąpię” w antologii grozy „Droga przez otchłań”, ale największym celem jest wydanie antologii „Szczecinowierca”. Wiele osób o to mnie pyta i uważam, że byłoby fajnie poszerzyć projekt o wydanie książkowe. (lub komiks, jak widzi to Michał Dłużak 😊)
Trzymam zatem mocno kciuki, czekam na kolejne książki i też chciałabym zobaczyć „Szczecinowiercę” w okładce! Powiedz jeszcze na jakich książkach się wychowałeś i po jakie sięgasz na co dzień?
Autor, a nie pisarz odpowie, że nie wychował się na książkach. Ha ha! No właśnie, książki przyszły w moim życiu późno, wraz z pasją mojej żony, która je pochłania. Wyparły w naturalny sposób muzykę, koncerty i hulaszczy tryb życia. Czytam lokalsów – szczecińskich i polickich, pozycje zarówno naukowe jak i fabularne. Poza tym Kinga, Martina, Bretta, Abercrombie i dużo literatury grozy. Staram się czytać też sporo pozycji samowydawniczych, które różnią się poziomem redaktorskim od kunsztownych po takie, które przypominają mi jak paskudne było mojej pierwsze dzieło 😊.
Tradycyjnie zapytam też o ulubione miejsca w Szczecinie. Mroczne czy pełne zieleni? ;-)
Mroczne i pełne zieleni – czyli Cmentarz Centralny. Spodziewałaś się innej odpowiedzi od Szczecinowiercy? 😉
No tak! :-) Idealne miejsce, do szukania natchnienia!
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia we wszystkim!
Z Przemysławem Budzińskim rozmawiała Monika Wilczyńska
Przemysław Budziński – rocznik 82, tata Dawida, mąż Agnieszki, ojciec chrzestny „Szczecinowiercy”. Policzanin ze Szczecina i szczecinianin z Polic. Ukończył socjologie na Uniwersytecie Szczecińskim i Pracę Socjalną w Akademii Nauk Stosowanych. Przez lata szkolił opiekunów środowiskowych i medycznych w szkołach policealnych. Słucha cięższych brzmień i lżejszych porad od żony i pracowników. Ufa, że napisał ważną książkę i teraz może się skupić na pisaniu ciekawych 😉
więcej o książce:
Leave a Reply