Wkrótce….

Wkrótce….

Pod naszym patronatem m.in. 

Pod naszym patronatem m.in. 

Książka w prezencie

Książka w prezencie

WSPÓŁPRACA

WSPÓŁPRACA

Podróż po Królestwie Kimów, czyli tęczowy Amorek

Tydzien.w.KoreiPrzypomniał mi się dowcip z odległej przeszłości „Co to jest? Fruwa z gołą pupą, mówi o miłości i mierzy z łuku do ludzi?”. Odpowiedź brzmiała „Amorek, czyli Putto”. Dziś odpowiedziałabym „Kim Dzong Il z Korei Północnej”.

Właściwie o Korei Północnej wiemy coraz więcej. Wstrząsające relacje naocznych świadków (uciekinierów z Królestwa i wciąż nielicznych turystów) porażają swoim okrucieństwem, absurdem, wyobcowaniem z cywilizacji, która jest nam dana. Królestwo Kimów (dziadka, ojca a teraz syna) to wciąż niezbadane bezdroża kultu jednostki, biedy narodu, indoktrynacji umysłów, w myśl zasady „władcy syci, poddani umierają z głodu, ale są szczęśliwi”. Zastanawiałam się, po lekturze tego reportażu, jakimi kategoriami mierzyć to, czego doświadczył Christian Eisert i jego znajoma z Berlina? Myślę, że żadne z kryteriów zdroworozsądkowych ani logicznych nie przystają do oglądu rzeczywistości koreańskiej. Wjeżdżając na teren Korei Północnej rozsądek i logiczne myślenie turysta musi wyłączyć. Nawet o śmiech trudno (tak jak w przypadku Cyrku Monthy Paytona), bo za pozorną szczęśliwością i rytmem życia wyznaczonym przez jedyną słuszną partię, gdzieś niedaleko czają się łzy, śmierć i strach.

I cóż z tego, że zabalsamowany Kim Ir Sen jako nieliczny człowiek na świecie po śmierci wygląda lepiej niż za życia? Cóż z tego, że wybłyszczona na przyjazd turystów wioska rolnicza, w swoich kurnych chatach ma też telewizor, skoro można oglądać tylko reżimową propagandę? A wybór obywateli ogranicza np. 14 fryzur damskich i 7 męskich. I żadnych więcej swawoli na głowie! Że obywatel nie może robić tego, na co ma ochotę, tylko wykonywać to, co partią pod szczytnym przewodnictwem Kima wskazuje. Niby śmieszne, a wieje grozą. O tym mówi też przypadkowo spotkany turysta w Pyongyangu, o egzekucjach w workach wymyślonych przez chore umysły naukowców. Nie przepuszczają one krwi i są wielokrotnego użytku. O rozstrzeliwaniu całych rodzin, tylko dlatego, że oglądały południowokoreańskie seriale, czy ośmieliły się skrytykować niedostatek ( z powodu głodu kilka milionów Koreańczyków zmarło). Jak żyć bez obaw w tym Królestwie oficjalnej szczęśliwości? Chyba się nie da, o czym zaświadcza blisko 300-tysięczny tłum uciekinierów żyjących w Chinach (to tylko ci, którym ucieczka szczęśliwie się udała i nie trafili z powrotem do obozów reedukacyjnych).

Pomimo usilnych starań Christian Eisert przez tydzień wojaży i 1500 kilometrów przejechanych nie odnalazł tęczowej zjeżdżalni, której zdjęcie widział jako pionier, mieszkaniec byłej NRD. Po kolorowych, wodnych slalomach szczęśliwych koreańskich dzieci ślad wszelki zaginął. Może to był tylko wymysł propagandy Duce? Nie wiadomo.

I na koniec – jakże będę szczęśliwa spędzając jako turystka urlop nad polskim morzem. Robiąc to, na co mam ochotę. Do Korei Północnej z wycieczką turystyczną nie zamierzam się wybrać. Wystarczy mi to, co przeczytałam. Barwnie, dowcipnie i wszechstronnie opisane przez niemieckiego dziennikarza, który pomimo obaw, powrócił z tej niecodziennej wycieczki!

EKa

Christian Eisert, Tydzień w Korei Północnej. 1500 kilometrów po najdziwniejszym kraju świata, reportaż z podróży, Prószyński i spółka, Warszawa 2015

Leave a Reply

You can use these HTML tags

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>