Wojciecha Chmielarza znam już doskonale. Niemniej za każdym razem potrafi mnie zaskoczyć. Pozytywnie. Tą razą szczęka mi opadła i wysypały się jedynki, serio. W najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewałam się takiego twistu – oczywiście, powiedzieć nie mogę, ale sami zobaczycie, kiedy ten nieprzyjemny moment nadejdzie. Nieprzyjemny, gdyż zwyczajnie poczułam się nabrana do kwadratu i w dodatku oszukiwana przez trzy czwarte powieści! Nie mogłam uwierzyć, że tak można było rozwiązać ten główny, bądź co bądź, wątek, jednakże pomysł – rewelacja!
Uwielbiam Chmielarza za tytuły, tu rana, tu wyrwa, a tu… prosta sprawa, która oczywiście jest taka tylko na okładce. Mało tego – nawiązuje do ksywki przyjaciela (poszukiwanego przez bezimiennego herosa) – Prostego, który po wielu zawirowaniach życiowych w końcu prawie wychodzi na prostą. Wiele wątków przeplata się, rozchodzi, łącząc się w końcu w finałowej scenie rodem z gangsterskich filmów – wszyscy strzelają, a trup pada gęsto. Jest tu wszystko, czego potrzebowałaby prosta fabuła takiego obrazu: seks, przemoc, alkohol, narkotyki, porwania, pościgi, strzelanki i zagadka do rozwiązania, a nawet dwie i/lub więcej. Nie mam pojęcia, dlaczego zaczęłam wyliczać od seksu, zupełnie nie jest potrzebny w tego typu powieściach i w taki sposób trzymających w napięciu, no ale jest. Pewnie ma dać chwilę wytchnienia od zawrotnego tempa akcji. I daje, bo gdy zaczyna się czytać „Prostą sprawę”, to nie można przestać, więc przerywnik w funkcji retardacyjnej jest nieodzowny. Chociażby na kanapkę.
Perełką okazała się niespodziewanie jedna ze scen walki, a właściwie mordobicia, kiedy to dwóch facetów staje po przeciwnych stronach barykady (konkretniej – oprzyrządowania do ćwiczeń na siłowni) i z precyzją godną Rocky`ego zaczynają się okładać. Najchętniej hantlami lub kettle`em. Rezultatów nie trudno się domyślić – Jaszczur kończy ze złamanym nosem, nogą i ręką. Obaj w trakcie pojedynku nieustannie się przepraszają, Bezimienny nie troszczy się o ewentualne ubytki na zdrowiu, a o bałagan i zniszczony sprzęt. Z głośników leci kolejny radiowy przebój. Czarny, znany z Monty Pythona humor. Chapeau bas!
Proste w „Prostej sprawie” jest jeszcze parę spraw, jak choćby konstrukcja bohaterów czy całego świata Kotliny Jeleniogórskiej, kiedy widać wyraźnie, że Chmielarz bawi się konwencją (okrutnie mi to odpowiada!) kreując lub może nawet reinterpretując mit herosa walczącego ze złem w obronie wdów i sierot. Główny bohater, z umiejętnościami Jamesa Bonda (R.I.P. Sean Connery!), Sherlocka Holmesa i Jasona Bourne`a, staje po stronie dobra i tę walkę wygrywa. Nie może jej przegrać, ponieważ właśnie taki schemat wybrał autor – jak w baśniach, dobro zasługuje na wiktorię, a bohaterowie na nagrodę. Jaką? Doczytajcie sami.
Mirka Chojnacka
Wojciech Chmielarz, Prosta sprawa, Wydawnictwo Marginesy, 2020
Leave a Reply