Genewa, 1993 rok, pierwszy dzień zdjęć „Czerwonego” Krzysztofa Kieślowskiego z udziałem Jeana-Louisa Trintignanta, legendarnego aktora Vadima, Godarda, Leloucha, Bertolucciego. „Stop” – Kieślowski stanowczo przerywa legendzie w pół filmowego zdania. Szepcze coś tłumaczowi, ten z niewyraźną miną przekazuje legendzie wskazówki. Ekipa filmowa nie oddycha z wrażenia. Legenda nieco zesztywniała, ale wreszcie mówi: „On ma rację”. Później, gdy „Czerwony”, trzeci film z tryptyku po „Niebieskim” i „Białym”, o centymetr przegrał Oskara, Trintignant powiedział: „Poznałem pewnie z setkę reżyserów, łącznie z tymi największymi, Kieślowski to z pewnością najlepszy z nich. To człowiek o oszałamiającej wrażliwości, inteligencji i samodyscyplinie. To człowiek, który wymusza respekt”.
Nakręcił tylko 10 fabuł, to wystarczyło na najważniejsze nagrody filmowe. Światowy sukces zdobył dosłownie z dnia na dzień „Dekalogiem”, cyklem 10 fabularnych filmów telewizyjnych opartych na dziesięciorgu przykazań, zrealizowanym w 1989 roku. Harvey Weinstein, dziś antybohater #Metoo, wtedy szef MIRAMAXU i mocarz filmowej światowej produkcji, specjalnie poleciał z Los Angeles do Londynu na prywatny seans „Dekalogu”. Przesiedział w sali kinowej prawie dobę i uznał Kieślowskiego za geniusza. Isabelle Adjani chciała przekupić producenta „Niebieskiego”, by oddał jej rolę Juliette Binoche, a Catherine Deneuve napisała do reżysera długi list kończący się prośbą o jakąkolwiek malutką rólkę w jakimkolwiek jego filmie. Tej filmowej bajki nie byłoby bez Hanny Krall, to ona poznała Kieślowskiego z prawnikiem Krzysztofem Piesiewiczem i czarodziejską różdżką sukcesu pasowała ich na jeden z lepszych światowych duetów reżysersko-scenariuszowych. I jeden z dziwniejszych: Piesiewicz nieco szalony, erudyta, zachłanny na życie, zdecydowanie niepalący, Kieślowski w aurze dystansu, pilnie strzegący dostępu do swojej prywatności, non-stop kopcący jak komin. Nawet podczas zjazdu na nartach z Kasprowego.
Krzysztof Kieślowski zmarł w 1996 roku. Wielu opisało jego fenomen, ale nikomu nie udało się stworzyć takiego portretu reżysera jak Katarzynie Surmiak-Domańskiej w „Kieślowski. Zbliżenie”. Wielu pokazało, że zawsze osiągał cel, ale niemal nigdy nie był z siebie zadowolony, że zmagał się z widmem niespełnienia i zadręczał pytaniem, czy dobrze wybrał zawód, że nawet najbliżsi współpracownicy wróżyli mu koniec w branży, gdy zaczynał „Dekalog”. Ale dopiero dzięki Surmiak-Domańskiej, pisarce, dziennikarce, reportażystce, wiadomo skąd się wziął smutek Kieślowskiego, jego wyobcowanie, nieprzejednanie, lęk. „’Kieślowski. Zbliżenie’ to pierwsza biografia, którą napisałam, a zarazem mój najdłuższy reportaż. Pracowałam nad nim trzy lata i były to bardzo dobre lata. Przez ten czas wspomnieniami o Krzysztofie Kieślowskim podzieliło się ze mną około stu osób” – mówi Surmiak-Domańska. Benedyktyńską pracą uporządkowała znane i nieznane fakty, szczegóły z życia, zajrzała we wszystkie zakamarki, kąty, szafy i powstała fascynująca książka, którą czyta się jak gotowy scenariusz filmu o jednym z największych twórców kina europejskiego. „Krzysztof Kieślowski – reżyser z przypadku. Opowiadał o ludziach, którzy pękli w środku, tworzył porozumienie nad głowami szczęśliwców” – pisze autorka. Gdy jakiś dziennikarz zapytał Kieślowskiego dlaczego robi filmy, odpowiedział: „Może po to, żeby ktoś przyszedł do kina i pomyślał – cholera, nie jestem taki sam na świecie, jest ktoś, kto myśli podobnie. Może po to robi się filmy?”.
Katarzyna Amon
Katarzyna Surmiak-Domańska, Kieślowski. Zbliżenia, Wydawnictwo Agora, 2018
Leave a Reply