Najnowsza książka Witolda Szabłowskiego ”Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia” jest znakomitym zbiorem reportaży i zapisem spotkań autora z ostatnimi, żyjącymi jeszcze świadkami rzezi wołyńskiej w 1943 roku. Autor przemierzył setki kilometrów terenów, by trafić na świadków tamtych wydarzeń oraz ich potomków. Nie wszyscy chcieli rozmawiać, bo wciąż żyją w traumie, są pokaleczeni. Dzięki tej współczesnej podróży po Wołyniu powstał wstrząsający zapis rozmów z tymi, którzy z narażeniem własnego życia ratowali sąsiadów Polaków. Książka to także próba pokuszenia się o odpowiedź, co legło u podstaw ludobójstwa – czy może Polacy byli zbyt hardzi i traktowali inne mniejszości nie tylko Ukraińców ale i np. Czechów gorzej niż rodaków? Jak z perspektywy czasu mieszkańcy miejscowości m.in. Berezne, Białka, Zofiówka, Gaj, Kaszówka, Kisielin, Lipnik czy Białka widzą tamte wydarzenia. Kto kłamie, a kto mówi prawdę? „Prawd jest tyle, ilu ludzi, bo każdy niesie swoją prawdę” dowodzi Szabłowski w książce.
Ale niezaprzeczalny jest podział na bestie „riezające Lachów” (oddziały UPA, zawistni sąsiedzi niecierpliwie czekający z widłami i maczetami, by zabić i ograbić dostatnie domostwa) i nielicznych, ale istniejących w pamięci uratowanych – sprawiedliwych zdrajców. Tych co pod osłoną nocy wywozili z pobojowisk jeszcze dychających Polaków i ukrywali ich w swoich domach, stodołach, piwnicach, na strychach. O których uratowani mówią także dziś z wdzięcznością (tak jak w opowieści Milentyny i Janiny, których przyjaźń trwa nadal ponad granicami Polski i Ukrainy).
Tamte wydarzenia okaleczyły Polaków fizycznie, pozbawiły rodzin, dorobku całego życia. Ale też rozdzieliły na lata ludzi sobie bliskich tak jak w historii szczecinianina, który przez 60 lat żył w przekonaniu, że Ukraińcy zamordowali mu syna. Spotkał go u schyłku życia, ale więzi rodzinnych już nie odbudowali. Lektura nie jest łatwa, momentami poraża okrucieństwem. Ale też momentami wzrusza, gdy pokazuje, że człowiek to nie tylko bestia, ale istota obdarzona empatią, chęcią niesienia pomocy. Ot, tacy zwykli sąsiedzi, którzy potrafili przeciwstawić się złu nie bacząc na własne bezpieczeństwo.
Ta lektura była dla mnie antidotum po filmie Wojciecha Smarzowskiego „Wołyń” epatującym krwią, mordem, nienawiścią. Nawet ostatnia scena nie potrafiła widza przywrócić do pionu. Wszystko jest w kolorze krwi, dyszy nienawiścią. Wszystko jest lepkie jak posoka, która płynie w nim hektolitrami. Reżyser przekroczył cienką linię, poza którą widz nie jest już w stanie empatycznie reagować. Szabłowski choć ostrzega przed skrajnymi nacjonalizmami i brakiem tolerancji dla innych – pokazuje co przyniosły one w 1943 roku na Wołyniu, to jednak przywraca nadzieję, że człowiek to nie tylko bestia, ale i istota potrafiąca ocenić co dobre i sprawiedliwe. Udało mu się pokazać tych nielicznych sprawiedliwych. Przywrócił wiarę, że dzięki takim ludziom, świat ma szansę trwać nadal.
EKa
Witold Szabłowski, Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia. Wydawnictwo Znak. Kraków 2016
Leave a Reply