Pod koniec ubiegłego roku nakładem Wydawnictwa Novae Res ukazała się powieść fantasy, której akcja rozpoczyna się we wsi Kamienna Góra położonej na północnym zachodzie Polski. Główny bohater to młody chłopak o imieniu Tytus, który pewnego dnia odkrywa, że nie jest zwyczajnym człowiekiem. W pewien grudniowy wieczór będzie musiał opuścić rodzinny dom i wyruszyć w daleką drogę, by spełniło się proroctwo…
Poniżej rozmowa z autorką powieści, Agatą Cieszyńską – o pisaniu, debiucie, spotkaniach z czytelnikami i lekturach z dzieciństwa.
Fizyczka interesującą się rozwojem technologii, organizowaniem i optymalizacją procesów pisze powieść fantasy. Długo nosiłaś w sobie tę historię?
Długo. Zalążek sagi powstał w moim nastoletnim umyśle. A może najpierw w sercu? Było to ponad dwadzieścia lat temu. Spisałam jedną ze scen, tę z pierwszym magicznym, niezwykłym krzykiem Tytusa i pokazałam tekst Przyjaciółkom. Bardzo byłam wtedy podekscytowana i zestresowana jednocześnie. Opisałam też najbliższego przyjaciela głównego bohatera oraz istotę, która trwała przy Tytusie, naznaczając jego moce. Wszystko to, nawet sama scena krzyku, prze lata ewaluowało, dookreślało się, dojrzewało. Tamto magiczne naznaczenie również nie wygląda ostatecznie tak, jak wymyśliłam je wtedy. Musiało się zmienić, musiało być jeszcze bardziej specyficzne i bliższe temu, kogo wspiera. Przez ponad dwie dekady, krok po kroku budowałam całą sagę, nie tylko ją. W roku 2022 poczułam, że muszę kompleksowo opisać to, co wytworzyłam, bo świat ten nie chce już dłużej przebywać tylko w mojej wyobraźni. Spisałam tom pierwszy i w styczniu 2023 roku wysłałam do kilku Wydawnictw.
To zawsze interesuje początkujących autorów. Powiedz, jak długo czekałaś i ile wydawnictw odpisało?
Wysłałam tekst do siedmiu Wydawnictw. Odpisały mi dwa. Informację zwrotną od Novae Res otrzymałam bardzo szybko, bo około miesiąc od wysłania zgłoszenia. W marcu 2023 podpisaliśmy umowę wydawniczą.
Czym jest dla ciebie pisanie?
Pisanie jest ze mną od zawsze. Jak już nadmieniłaś Moniko, jestem Fizyczką. Od zawsze liczyłam, analizowałam. Matematyka, a później do kompletu fizyka to były moje ulubione przedmioty szkolne. Niemniej tuż tuż przy nich przebijały się język polski i języki obce. No i WF oczywiście! Według mnie zrozumienie fizyki wymaga zorientowania w obliczeniach, ale i wyobraźni, myślenia abstrakcyjnego. Dla mnie ten przemyśleniowy polot można odnaleźć właśnie w literaturze. Chyba dlatego, pozornie dalekie dziedziny wiedzy całkiem sprawnie komponowały się w moją przestrzeń potencjalnych zainteresowań i rozwoju.
Jako dziecko, zanim jeszcze pisałam, opowiadałam historie. Później domawiałam alternatywne zakończenia, budowałam w myślach następne tomy powieści, które nigdy nie powstały. Nie dotyczyło to tylko literatury, filmu także. Pisałam wiersze, piosenki, opowiadania i rodzinną gazetkę. Jako nastolatka zaczęłam gromadzić notatki do dłuższych form literackich.
Obecnie, szczególnie mocno dostrzegam to, że pisanie jest dla mnie rozmową, a czasem nawet swego rodzaju autoterapią. Dodatkowo pisanie układa, porządkuje to, co wytwarza wyobraźnia. Bardzo lubię ten proces.
Czego obawia się debiutujący autor?
Trudno odpowiedzieć w ujęciu generalnym. Ja obawiałam się, i wciąż obawiam, czy będę potrafiła przenosić Czytelników do światów równoległych, które kryją się w przestrzeniach budowanych moimi słowami. Chyba to właśnie powstrzymywało mnie jako przyszłą potencjalną debiutantkę najbardziej. Rynek wydawniczy postrzegam jako trudny, więc od czasu do czasu pojawiają się wokół mnie również typowo pragmatyczne kwestie, które mogą martwić, ale staram się jak tylko mogę nie dawać im zawładnąć moją myślą.
Za mną lektura „Baśniowej opowieści” Stephena Kinga, gdzie młodemu bohaterowi były pisane bohaterskie czyny. Sięgnęłaś po podobny motyw w swojej powieści. Tytus Różański to 21 – letni student, który pewnego dnia dowiaduje się, że jest kimś niezwykłym o nadludzkich mocach. Przed nim niezwykła misja, a po drodze liczne niebezpieczeństwa. Zapytam przekornie: dlaczego nie przeznaczyłaś tej roli młodej dziewczynie?
Ja właśnie teraz czytam „Baśniową opowieść” Kinga! Tak, historia Charliego Reade’a ma jakieś punkty styczne z przygodą, której doświadcza Tytus Różański. Zastanawiałam się kiedyś nad tym dlaczego zdecydowałam się na podróż po Aurei przez pryzmat percepcji i analiz młodego mężczyzny, ale dałam sobie z tym rozważaniem spokój. Myślę, że czynników jest wiele. Natomiast pewność, że ma to być mężczyzna przyszła do mnie ot tak, po prostu. Pod zamkniętymi powiekami wyrysował się młodzieniec, który wraz z odkrywaniem nowej dla siebie rzeczywistości mężnieje, dojrzewa, poznaje siebie. Od pierwszych chwil znałam jego imię i podstawowe cechy.
Do jakiego czytelnika kierujesz tę historię? Mam na myśli wiek odbiorcy.
Trudno jest mi jednoznacznie określić wiek Odbiorcy Opowieści. Uważam, że historia ta może poruszyć Czytelników szukających tajemnic, przeżyć, relacji, magii, przygody w każdym wieku. Myślę, że jest wystarczająco wielowarstwowa, aby mógł zaczytać się w nią Czytelnik dorosły, starsza i młodsza młodzież. W trakcie dyskusji około wydawniczych w rozmowie z Recenzentką określiłyśmy, że właściwym wiekiem jest 12+, ale myślę, że zainteresowany dziesięciolatek również może z tej historii wyciągnąć wartość dla siebie. Poza wszystkim, wiek to tylko liczba, każdy z nas jest inny, czego innego potrzebuje i czym innym się karmi. Wiem, że Opowieść, wspólnie z rodzicami, zaczytują nawet młodsi miłośnicy książek. Rodzic czyta, kontroluje i znając swoje dziecko, decyduje czy przekaz jest dla niego odpowiedni.
„Opowieść” to dość oryginalny tytuł. To Twój pomysł?
Tak, to mój pomysł. Tytuł pierwszego tomu ma znaczenie dla budowy całej planowanej na cztery części historii. W tym momencie nie mogę oczywiście zdradzić jakie.
Początkowo, lata temu, określiłam sagę tytułem „Tytus i Igalina”. Wciąż mam tak zapisane w notatkach sprzed dekad. Jednak później, w miarę budowania tej… opowieści 😊, przyszło do mnie słowo „Opowieść”. Wypowiadając ten tytuł w myślach, wiedziałam, że jest to niezaprzeczalnie najbardziej trafne określenie dla Tytusowej przygody. Dodatkowo jest coś baśniowego w tym słowie, co niezmiernie pasuje do tomu wprowadzającego w świat aureusów. Usłyszałam niedawno od Czytelniczki, że tytuł ten „jest genialny w swej prostocie”. Wiedząc, jak potoczą się losy w Aurei i jaką strukturę fabuły będą miały kolejne tomy, mogę w pełni podpisać się pod powyższym stwierdzeniem.
Muszę przyznać, że okładka świetnie oddaje to, co czeka nas w środku książki. Czy miałaś wpływ na jej wygląd?
Tak, miałam wpływ na wygląd okładki. Było to dla mnie bardzo ważne, dlatego cieszyłam się, że Wydawnictwo wzięło pod uwagę wszystkie moje sugestie.
Planując okładkę, poprosiłam moją Przyjaciółkę, Kasię Leszczyńską, by namalowała łąkę pełną zielonych krokusów, drzewa, skały, zamek w Chmurach. Kasia przeczytała przed-redakcyjny tekst i stworzyła obraz. Grafikę wraz z moim opisem i sugestiami przesłałam do Wydawnictwa, a tam Graficzka wyczarowała okładkę „Opowieści”. Jak tylko zobaczyłam efekt jej pracy, przepadłam. Uzupełniliśmy parę drobiazgów i okładka została ostatecznie zaakceptowana.
Kto był pierwszym recenzentem tej historii?
Mój Mąż przeczytał „Opowieść” jako pierwszy. Podobnie dzieje się teraz z drugim tomem. Później przekazałam manuskrypt Członkom mojej rodziny oraz Przyjaciołom, którzy wyrazili chęć, by go przeczytać. Pamiętam, jak nieziemsko niecierpliwie wyczekiwałam ich wrażeń i opinii. Gdy jedna z moich Sióstr pewnej nocy napisała mi wiadomość: „Przeczytałam”, nie mogłam się opanować w swojej ekscytacji. Zadzwoniłam, przegadałyśmy ze dwie godziny.
Książkę, przed wydaniem, czytałam również moim Dzieciom, szczególnie starszemu Synowi, nie w całości, a fragmentarycznie.
Jeśli chodzi o Recenzentów w przestrzeni bookmediów, wiedziałam, że zgłoszę się z zapytaniem o recenzję do Weroniki Pabianek. Weronika pochodzi z okolic mojej rodzinnej miejscowości i od zawsze była bardzo czytającą duszą. Ucieszyło mnie, gdy z radością i otwartością (fantastyka, czy też ściślej, fantasy to nie jest jej top gatunek) zgodziła się zapoznać z moim literackim debiutem.
Bohaterowie Twojej powieści noszą oryginalne imiona. Poza Tytusem, Teodorem, Feliksem jest też Igalina, Adalina, Aniella… Bawiłaś się wymyślaniem imion, czy może same przychodziły do głowy w trakcie pisania?
Bawiłam się, i to wyśmienicie. Uwielbiam szukać imion dla moich bohaterów, czy też stwarzać je, wymyślać. W Aurei przeplatają się imiona rzec można standardowe, polsko- i nie-polsko-brzmiące, z imionami wymyślonymi przeze mnie.
Gdy nadaję imię bohaterowi, muszę być jego pewna, musi ono odpowiednio wibrować, wybrzmiewać. Póki co, nie ma imienia w Aurei, które tylko połowicznie mi zagrało, i mam nadzieję, że tak pozostanie 😊.
Wiem z noty znajdującej się w książce, że lubisz gotować. Jak widzę, nie brakuje Ci również fantazji przy komponowaniu posiłków aureusom, czyli bohaterom tej historii. Serwujesz im smakowite, jarskie potrawy, dary lasu – „kasztany w słonej i słodkiej polewie, szyszki z okrasą z jarzębiny oraz suszone jagody pod kruszonką ze zmielonych igieł jodły z olejem z niskorosłych świerków”. Skąd czerpałaś inspiracje?
Taak, lubię gotować, ale tylko wtedy, gdy mam na to czas. Nie lubię gotować w biegu, wtedy jest to zwykle obowiązek przypisany codzienności. Bardzo lubię, gdy zaplanuję sobie jakieś „większe gotowanie” i wiem, że będę miała na nie i czas i przestrzeń.
Co do aureusowych potraw, myślę że w tej kwestii dużo jest samej mnie. Gdy gotuję, często wymyślam, kombinuję i ten właśnie zapał do kulinarnego eksperymentowania przeniosłam do Aurei. Opisując posiłki w Drzewnym pałacu czy zamku w Chmurach, często wyobrażam sobie jak chciałabym aby danie smakowało i wyglądało, a potem komponuję składniki i nazywam potrawy. Chętnie spróbowałabym aureusowych smakowitości. Myślę, że inspiracje w tym temacie czerpię z przyrody i własnych kulinarnych doświadczeń.
Lubisz śpiewać? Pytam o to, bo w tej książce jest też sporo pieśni :-)
Lubię! Bardzo! Choć w domu jestem często uciszana. Ciekawe dlaczego… 😉 Aureusowe pieśni mają pewną strukturę, celową, o której więcej Czytelnicy dowiedzą się w kolejnym tomie sagi. Pieśni są bardzo ważnym elementem całej przygody. Dodatkowo dodają fabule tajemniczości, baśniowości. Muzyka jest czymś wyjątkowym, generalnie. Potrafi nas rozweselić, zmotywować, ale i zasmucić, zmiażdżyć. Wierzę, że słowa mają moc, a słowa ubrane w nuty potrafią naprawdę wiele – w Aurei na przykład przepowiadać przyszłość.
Wyobraź sobie, że jesteś aureusem. Możesz wybrać Królestwo, z którego pochodzisz. Jesteś z Drzew Zielonych? A może z Traw i Łąk lub ze Wzgórz? Czy Ty jesteś z Chmur, jak Tytus?
To jest bardzo trudne pytanie! Podobnie jak te, które kiedyś otrzymałam – czym wyrysowałby się mój leonim. Mam pewne przemyślenia, ale oczywiście nie mogę ich zdradzić. Możemy się umówić, że porozmawiamy o tym po czwartym tomie? Tym bardziej, że jak pisał mistrz Hubert Nowicki: (…) istnieją jeszcze nierozpoznane aureusowe gromady. (…) narodzą się też nowe. (…)”.
Co najbardziej lubisz w spotkaniach z czytelnikami i kiedy najbliższe w Szczecinie?
Najbardziej lubię tę przestrzeń do wymiany przemyśleń, opinii, ale też energii – jestem pewna, że w trakcie takiego spotkania przekazujemy ją sobie nawzajem. Ogromnie uskrzydlający jest sam fakt tego, że Ktoś zainteresowany jest na tyle moją twórczością, że znajduje czas, by przyjść, przyjechać i się ze mną spotkać. To jest niesamowite. A słuchać wrażeń Czytelników na temat tego, co zaczytali w mojej książce jest dla mnie wyjątkowym przeżyciem.
W Szczecinie możemy porozmawiać choćby jutro, 24.02.2024, na Festiwalu Zrobione w Szczecinie. Będę na stoisku Pani Moniki Szymanik z Kamienicy w Lesie od godziny 13:00. Nie będzie to standardowe spotkanie autorskie, ale przestrzeni na rozmowę na pewno nie zabraknie.
Kolejne spotkanie w Szczecinie odbędzie się w Księgarni Mandala, 16.03.2024r.
Zapraszam serdecznie!
Co czytała Agata Cieszyńska w dzieciństwie?
Czytała to, co pasowało do jej aktualnego nastroju.
Zaczytywałam się w teksty piosenek z książeczek wepchniętych w opakowania płyt CD mojej siostry, szczególnie z muzyką zespołu Hey i Kasi Nosowskiej. Wzdłuż i wszerz przeczytywałam baśnie, a Sinobrody pozostawił w mym umyśle tak intensywny czytelniczy strach, że wzdrygam się do dziś 😉. Czytałam, a jeszcze wcześniej czytano mi historyjki rymowanki. Jedną z nich znałam na pamięć, a i tak prosiłam bliskich, byśmy wciąż i wciąż po nią sięgali. Była to książeczka: „Żabbing, czyli jak Kumka z Gumką jogging uprawiały”. Czytałam też literaturę młodzieżową jak „Ala Makota”, czy „Pamiętnik Księżniczki”. Najbardziej jednak przepadałam w zrównolegleniach budowanych przez literaturę przygodową i fantastykę. Przez lata towarzyszył i wciąż towarzyszy mi świat Harry’ego Pottera czy popularnej krainy hobbicko-elficko-krasno-i-ludzkiej rzeczywistości. Zatopiłam się w podróż w czasie Andy Szemiotówny z „Godziny pąsowej róży” i śledziłam kolejne etapy wyprawy wehikułem Pana Tomasza, Pana Samochodzika. Lubiłam kolory Akademii Pana Kleksa i Karolcię, jej Przyjaciela oraz niebieski koralik. Zgubiłam ścieżkę powrotu do codzienności w Tajemniczym Ogrodzie. Wędrowałam przez Księgę Dżungli i próbowałam survivalu z Robinsonem Cruzoe, a jako nastolatka pochłaniałam treść Pana Tadeusza oraz Cierpień młodego Wertera. Do głębi poruszały mnie i budziły sprzeciw powieści opisujące wojnę, ból jak „Kamienie na szaniec” ale i poświęcenie jak „Chłopcy z placu broni”. Przenosiłam się też chętnie na inne podwórka, a to za sprawą „Dzieci z Bullerbyn” czy „Ten obcy”. Jako nastolatka próbowałam również fantastyki w wydaniu Ursuli K. Le Guin i Terry’ego Pratchetta.
A teraz? Czy pomiędzy pisaniem znajdujesz czas na czytanie i po jakie książki najchętniej sięgasz?
Gdy intensywnie piszę, czytam bardzo mało, ale zwykle jakaś książka leży na mojej szafce nocnej. Gdy intensywnie czytam, czasem sięgam po kilka książek jednocześnie.
Obecnie dookreślam wydarzenia drugiego tomu sagi Opowieść, więc dużo piszę. W związku z powyższym czytam mniej – jak już wspomniałam, jestem w trakcie „Baśniowej opowieści” Stepehna Kinga.
Ostatnimi czasy sięgam najchętniej po treści na pograniczu literatury obyczajowej, psychologicznej i fantastyki, a także biografie. Niedawno przemówiła do mnie Kya z „Gdzie śpiewają raki” Delii Owens, przeniosłam się do Stanów Zjednoczonych otulonych skrzydłami smoczyc za sprawą „Kiedy kobiety były smokami” Kelly Barnhill i zatopiłam w słowa Natalii de Barbaro „Czuła przewodniczka: Kobieca droga do siebie”. Ach, obecnie słucham również audiobooka książki Katarzyny Wierzbickiej, pt.: „Tajne przez magiczne”.
I oczywiście, niezmiennie, uwielbiam książki dla Dzieci.
Ci, którzy już przeczytali Twoją powieść wiedzą, że będzie kolejny tom. Jak na poukładaną kobietę przystało, z pewnością wszystko jest już z góry zaplanowane. Przypomnij na ile tomów przewidziana jest historia Tytusa i kiedy czytelnicy mogą wypatrywać kolejnej części „Opowieści”?
Tytusowa, i nie tylko, historia przewidziana jest na cztery tomy. Tak, każdy z nich mam fabularnie rozpisany, wiec wiem jak zakończy się przygoda, która obecnie wiedze prym w Aurei. Niemniej to nie jest tak, że w moim planie nie ma miejsca na zmiany, modyfikacje, nowości. Czasem w trakcie pisania, bohaterowie biorący udział w danej scenie prowadzą mnie odrobinę odmienną drogą niż ta, którą zaplanowałam; albo zapraszają do dialogu kogoś jeszcze, kto nagle wyrysowuje się przed moimi oczami. A wtedy, cóż ja mogę? Nic tylko podążyć za nimi.
Jeśli chodzi o tom drugi i jego wydanie – na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć. Mam nadzieję, że moje prace nad ostateczną wersją tekstu zakończą się niebawem, ale nie oznacza to, że książka ukaże się bardzo niedługo. Po finalizacji dopracowywania pierwszej wersji tekstu rozpoczynają się rozmowy z Wydawcami. Poza intensywną pracą nad samą książką, pozostaje mi trzymać kciuki, by jej treść urzekła najpierw Wydawców, a następnie Czytelników.
Ja też trzymam i dziękuję za rozmowę!
I ja dziękuję!
Z Agatą Cieszyńską rozmawiała Monika Wilczyńska
Agata Cieszyńska – Kobieta szczęśliwa, otoczona bliskimi. Fizyczka pisząca z zamiłowaniem od lat. Interesuje się rozwojem technologii, organizowaniem i optymalizacją procesów oraz zarządzaniem kompetencjami. Twierdzi, że zrozumienie jest gwarancją zdefiniowania właściwego rozwiązania. Ceni różnorodność. Uwielbia łamigłówki, kawę, czosnek, karmel, również słony, i pszenicę. Gotuje z miłością. Rozsmakowuje się w rozmowie. Pielęgnuje uważność. Według niej, nikt nie chrapie głośniej niż buldogi francuskie, no prawie nikt.
Leave a Reply