SOBOTA – 9 września 2023

SOBOTA – 9 września 2023

Pod naszym patronatem m.in. 

Pod naszym patronatem m.in. 

Książka w prezencie

Książka w prezencie

WSPÓŁPRACA

WSPÓŁPRACA

„Wioletowe Kruczki” czyli dom pełen książek

Mieszka w Szczecinie i namiętnie zbiera w domu książki dla dzieci i młodzieży. Jej kolekcja liczy już trzy tysiące a może i więcej sztuk. Jakie to książki i dlaczego je zbiera, Wioleta Słoka opowie czytelnikom naszej strony.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z książkami?

Właściwie już w dzieciństwie, ale były to raczej epizody, czego oczywiście dziś bardzo żałuję. Moja wielka przygoda z książkami dla dzieci rozpoczęła się na dobre podczas poszukiwania ciekawej lektury do głośnego czytania dla mojej najmłodszej córki. Do systematycznego czytania dziecku zmobilizowała i zmotywowała mnie akcja „Cała Polska czyta dzieciom”.

Dlaczego kolekcjonujesz właśnie książki dla dzieci i młodzieży?

Trudno mi wyjaśnić, dlaczego zbieram akurat książki dla dzieci. Po prostu mnie fascynują. Towarzyszy mi cudowne uczucie, gdy mogę podziwiać, jak świetny językowo tekst uzupełniają czarujące ilustracje. Książki dla dzieci młodszych są bogato ilustrowane i dlatego takich mam najwięcej. W mojej kolekcji nie brakuje jednakże pozycji dla dzieci starszych i młodzieży.

Można chyba powiedzieć, że obchodzę swój pierwszy okrągły jubileusz, ponieważ kolekcję swoją tworzę już od 10 lat. W tym czasie stała się dość pokaźna i jak sądzę wyjątkowa, dlatego też nadałam jej nazwę „Wioletowe Kruczki”.

Czy zbierasz książki tylko polskich autorów?

Nie tylko, ale przede wszystkim. Muszę się jakoś ukierunkować, bo w przeciwnym razie moje mieszkanie pękłoby w szwach. Posiadam w swojej kolekcji literaturę przekładową a nawet obcojęzyczną. No cóż, po prostu nie mogę się oprzeć, gdy nadarzy mi się okazja ich nabycia. Są to często już unikatowe pozycje, które na pewno nie zostaną wznowione. Do takich należy niewątpliwie literatura radziecka, kiedyś wszechobecna, dziś rzadko spotykana. Mam całą półkę z przepięknie ilustrowanymi bajkami i baśniami byłych krajów ZSRR. W sferze moich zainteresowań są także książki zagranicznych autorów, ale z ilustracjami rodzimych artystów. Są absolutnie nadzwyczajne i unikalne, np. „Baśnie włoskie” Italo Calvino z ilustracjami Wiesława Majchrzaka czy „Maleńka pani Flakonik” Alfa Proysena z Norwegii z ilustracjami Krystyny Witkowskiej.

Ile książek liczy Twoja kolekcja i gdzie je wszystkie trzymasz?

O rany, dobre pytanie. Mój mąż powiedział ostatnio, że nikt nie wie, ile mam książek, nawet ja sama. Niestety ma rację, straciłam już rachubę. Myślę, że jest ich ok. 3 tysięcy. A może trochę więcej? Nie wiem. Liczę na to, że kiedyś uda mi się je skatalogować. Na szczęście mam duże mieszkanie i trzymam je wszystkie w jednym pokoju, który domownicy nazywają po prostu „biblioteką”. Książki jak na prawdziwe kruczki przystało zagnieździły się w tym pokoju, gdzie się dało. Są poukładane w przeszklonych regałach, ale można je też zobaczyć na parapecie, kanapie, biurku a nawet niestety na podłodze.

A co na to wszystko najbliższa rodzina? Podzielają Twoją pasję?

Moi najbliżsi raczej nie podzielają mojej pasji, ale znajduję u nich pełne zrozumienie i akceptację. Już nikt nie dziwi się, gdy do naszych drzwi puka listonosz z kolejną przesyłką dla mnie. W razie potrzeby chętnie mi pomagają. Mój syn jest na przykład autorem znaku graficznego „Wioletowych Kruczków”. W najbliższej komitywie z moimi książkami pozostaje jednak chyba kot mojej starszej córki, który uwielbia się na nich wylegiwać przybierając przy tym zabawne pozy.

A gdzie je kupujesz? A może znajdujesz lub dostajesz?

Gros książek kupuję poprzez internet, stąd też wynika częsta wizyta listonosza w naszym domu. Uwielbiam jednak buszować wśród książek próbując upolować jakiś ciekawy tytuł. Dlatego chętnie odwiedzam antykwariaty, giełdy staroci, biblioteki i oczywiście księgarnie. Jestem ogromnie szczęśliwa, gdy podczas takich poszukiwań odkrywam jakąś nieprzeciętną i dotychczas mi nieznaną książkę. Zdarza się, że znajomi podarowują mi książki, z których już dawno wyrośli. Dla mnie są idealne, gdyż ja z nich już nigdy nie wyrosnę, pochłonęły mnie całkowicie.

Twój ulubiony autor?

To naprawdę trudne pytanie. Jest wielu pisarzy, których podziwiam. Bardzo cenię sobie piszące dla dzieci Marie, np. Marię Terlikowską czy Marię Szypowską oraz Marie K. tj. Konopnicką, Kownacką. Kowalewską, Kędziorzynę, Krüger, Kann. Lubię panie o inicjałach JP czyli Janinę Porazińską, Joannę Pollakównę i Joannę Papuzińską. Sięgam po baśnie w opracowaniu Wandy Markowskiej i Anny Milskiej oraz utwory klasyków: Kornela Makuszyńskiego, Ludwiga Jerzego Kerna, Jana Brzechwę, Adama Bahdaja. Lubię poezję Igora Sikiryckiego, Włodzimierza Scisłowskiego, czy znacznie mniej znanego Stanisława Szydłowskiego. Czytam wybitną i popularną Wandę Chotomską oraz prawie zapomniane Stefanię Szuchową i Lucynę Krzemieniecką. Ta ostatnia jest autorką wiersza zaczynającego się od słów: „Stoją książki w bibliotece, a w tych książkach cały świat.”, które do dziś stanowią motto wielu bibliotek. Pisarka ta popełniła niestety kilka utworów pochwalnych na rzecz komunizmu i jego przywódców np. „Lenin wśród dzieci” czy „O wielkim Stalinie”. Nie można jej jednak odmówić talentu i wrażliwości, którymi hojnie dzieliła się z dziećmi. Cechowała ją niezwykła umiejętność przemawiania do uczuć i fantazji dziecięcej. Uprawiała nie tylko poezję, ale także typową dla niej rymowaną prozę. Najpiękniejsza jest jej twórczość przedwojenna, np. zbiór opowiadań „Cudowne okulary” wydany po raz pierwszy w 1932 roku. Obecnie książki Krzemienieckiej są trudno dostępne i osiągają dosyć wysokie ceny. Problemów nie ma tylko z zakupem „Krasnala Hałabały”, który w okresie PRL był lekturą szkolną i właściwie do dziś cieszy się powodzeniem, w związku z czym doczekał się wielu wydań. W mojej kolekcji znajduje się w tej chwili czterdzieści tytułów tej autorki.

A ilustrator?

To kolejne pytanie, na które nie mogę udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Uwielbiam wszystkich przedstawicieli tzw. „polskiej szkoły ilustracji”, która panowała przez trzy dekady w latach 1950-1980. W tym czasie polska ilustracja książkowa osiągnęła bardzo wysoki poziom i zajmowała zaszczytne miejsca na wystawach światowych. Niekwestionowanym królem polskich ilustratorów stał się Jan Marcin Szancer, natomiast pierwszą damą została Olga Siemaszko. Podziwiam i cenię sobie twórczość wszystkich przedstawicieli tego okresu, bardzo lubię na przykład pełne humoru rysunki Bohdana Butenki. Najbardziej jednak mi bliskie stało się dzieło Józefa Wilkonia. W jego ilustracjach słychać szum wiatru, szelest liści a nawet śpiew ptaków. Jego zwierzęta żyją i wyrażają emocje, są smutne albo wesołe, zamyślone albo poważne i skupione. Można powiedzieć, że Wilkoń ukazuje czytelnikom ludzkie oblicze naszych braci mniejszych. Przykładem tego niech będzie niedawno wydana autorska książka mistrza pt. ”Psie życie” przedstawiająca bardzo osobisty dialog człowieka z psem. Zilustrowana została rzeźbami psów, które także wykonał sam autor. Na stronie internetowej wydawnictwa tej książki znajdziemy informację, że Józef Wilkoń zilustrował i opracował graficznie ponad 100 książek dla dzieci i dorosłych wydanych w Polsce oraz ponad 60 za granicą. Wydaje mi się, że było ich znacznie więcej. Ja sama mam tych wydanych w języku polskim na pewno grubo ponad setkę. Część z nich była prezentowana dwa lata temu na Zamku Książąt Pomorskich podczas wystawy „Ilustracja i rzeźba Józefa Wilkonia„. To bardzo wszechstronny i pracowity artysta. Debiutował w 1959 roku książką Heleny Bechlerowej „O kotku, który szukał czarnego mleka” i tworzy do dziś. Jest znany i uznany na całym świecie. Ponoć zafascynowani jego twórczością Japończycy pragną utworzyć muzeum ze stałą ekspozycją jego dzieł.

Najstarszy albo najciekawszy egzemplarz książki?

Najstarszym chyba okazem w mojej kolekcji jest „Książka z obrazkami bez obrazków” H.Ch. Andersena w języku niemieckim wydana w Lipsku w 1889 roku. Mogę poszczycić się także pierwszym wydaniem ”Baśni o córce rybaka i królewnie Bałtyku” Or-Ota czyli Artura Oppmana, która została wydana w Warszawie w 1912 roku. Rarytasem są „Bajki japońskie” spolszczone przez Alinę Świderską a wydane w czasie drugiej wojny światowej w Krakowie w roku 1942. Niezwykła jest też książka-obraz zawierająca „Bajkę upalną” Joanny Kulmowej oraz bibliografię i ikonobibliografię jej twórczości. Publikacja ta powstała dzięki przychylności i wsparciu Rektora Uniwersytetu Szczecińskiego oraz Rady Miasta Szczecina. Swoją premierę miała podczas tegorocznego Światowego Dnia Książki czyli 23 kwietnia. Jest też książka Heleny Modrzejewskiej pt. „Titi, Nunu i Klembolo, czyli przygody dwóch liliowych chłopczyków i psa o sześciu nogach”. Tę książkę nasza najsłynniejsza aktorka napisała w 1836 roku. Zilustrowała ją też samodzielnie i podarowała swojemu ukochanemu wnukowi Feliksowi na gwiazdkę. Poszukiwana bezskutecznie przez wiele lat została odnaleziona w pudle z napisem „Helena Modjeska” w Muzeum Miasta Nowy Jork dopiero w 2002 roku. Zimą tego samego roku została wydana przez Polsko-Amerykańską Fundację „Arcadia” pod patronatem honorowym Ministerstwa Kultury RP i Ambasady USA w Polsce. Jest to niezwykła baśń z morałem opowiadająca o przygodach dwóch chłopców i psa w pewnym dziwnym kraju. Ach, gdzie te czasy, kiedy babcie opowiadały wnukom na dobranoc bajki?

Właściwie wiele książek z mojej kolekcji jest niezwykłych: są rzadkie, piękne, ciekawe, urzekające, magiczne. Każda z nich to mój osobliwy rara avis, a wszystkie to po prostu „Wioletowe Kruczki”.

A ostatnia zdobycz lub zakup?

Stale przeglądam i uzupełniam swoją kolekcję. Do moich najświeższych zdobyczy należą:

Zagadki i szmatki” Haliny Kozakiewicz z haftowanymi ilustracjami Ewy Kozyry-Pawlak (wyd. Egmont 1998), „Kasztanki” Jana Sztaudyngera z ilustracjami Adama Kiliana (wyd. NK 1964), „Śpiąca Królewna” Kazimiery Jeżewskiej z ilustracjami Eugenii Różańskiej (wyd. M.Kot – Kraków 1950), „Interesy Pana Kota” Gianniego Rodari z ilustracjami Joanny M. Kołyszko (wyd. Muchomor 2003), „Różowy prosiaczek” Marcina Brykczyńskiego z ilustracjami Joanny Olech i Marty Ignerskiej (wyd. Znak 2006). Przyznam, że jedynie „Śpiąca Królewna” stanowiła dla mnie odkrycie podczas jednej z wizyt w antykwariacie, na pozostałe pozycje polowałam już od jakiegoś czasu. Najdłużej chyba na „Zagadki i szmatki”, ale opłaciło się, książka jest doprawdy przeurocza.

Wiem, że często uczestniczysz w różnych imprezach związanych z książkami dla dzieci młodzieży w całej Polsce. Czy mogłabyś nam coś o tym opowiedzieć?

Tak, faktycznie staram się uczestniczyć w wielu wydarzeniach związanych z książkami dla dzieci. Są to zazwyczaj wystawy, spotkania autorskie no i przede wszystkim targi, które są świętem dla wszystkich czytelników. Podczas targów można zakupić nowości wydawnicze w atrakcyjnych cenach, zdobyć autograf a nawet indywidualną dedykację autora i ilustratora, uczestniczyć w spotkaniach panelowych oraz podyskutować w przyjaznej atmosferze z innymi wielbicielami literatury. Uważam, że jednym z najważniejszych wydarzeń tego typu są Poznańskie Spotkania Targowe Książka dla Dzieci i Młodzieży. Pomysłodawczynią imprezy jest pani Olcha Sikorska. Moim zdaniem ten pomysł to strzał w dziesiątkę. Podczas tych targów zwiedzający mogą przekonać się, jak wiele wysiłku, zaangażowania, wiedzy i serca należy włożyć w to, aby powstała i trafiła do rąk dzieci pełnowartościowa książka. Na targach w Poznaniu jest wesoło, kolorowo i zabawnie, ale jednocześnie mądrze, naukowo i poważnie. Obok stoisk wydawców pełnych ciekawych i wspaniałych książek odbywają się zajęcia i warsztaty tematyczne dla dzieci. Na scenie prezentują się dziecięce grupy artystyczne, o swoich książkach opowiadają a nawet czasem śpiewają i na instrumentach grają sami autorzy, ogłaszane i podsumowywane są różne konkursy, np. Konkurs Literacki im. Astrid Lindgren na współczesną książkę dla dzieci i młodzieży Fundacji ABCXXI – Cała Polska Czyta Dzieciom. Wybitni twórcy oraz osoby i instytucje, które krzewią czytelnictwo i wzbudzają wśród dzieci głębokie zainteresowanie do książek, otrzymują statuetki Pegazika. W salach wykładowych gromadzą się środowiska naukowe, twórcy, bibliotekarze, księgarze i wydawcy rozważając, poprzez omawianie konkretnych zagadnień, jak najbardziej skutecznie zaszczepić młodemu pokoleniu zamiłowanie do książek. Na tych spotkaniach można się także dowiedzieć, jakie książki i dlaczego należy czytać i polecać dzieciom i młodzieży. W hali targowej zainstalowane są różne wystawy. Jest cykl „Mistrzowie Ilustracji”, który każdego roku prezentuje twórczość wybranego wybitnego ilustratora oraz „Salon ilustratorów”, gdzie obok dzieł uznanych artystów znaleźć można prace młodych zdolnych twórców. Do udziału w tej imprezie zachęcam wszystkich zainteresowanych książkami dla młodych czytelników, zwłaszcza dzieci i ich rodziców oraz wychowawców. Zachęcam także tych niezainteresowanych. Niech i oni zobaczą i poczują radość, jaka płynie z obcowania z dziećmi i literaturą dla nich przeznaczoną. Najbliższa edycja odbędzie się w dniach 15-17 marca 2013 roku.

Czym wg Ciebie różni się Szczecin od innych miast, jeśli chodzi o miejsca związane z książkami dla dzieci i młodzieży?

Szczecin to nie Poznań, który ma długą tradycję targową i odpowiednie zaplecze. To jednak nie przeszkadza, aby na miarę swoich możliwości organizować w naszym mieście mniejsze imprezy z książką dla dzieci w tle. W zeszłym roku na przykład Międzynarodowe Targi Szczecińskie zainaugurowały Targi dla Rodziców i Dzieci „Mamy dziecko”. Były to pierwsze targi branży dziecięcej w naszym regionie. Oferta była bardzo bogata i wszechstronna. Była strefa zdrowia, edukacji, zabaw, można było kupić artykuły pielęgnacyjne, odzież, zabawki. Świetnie, ale szkoda, że zapomniano o książkach dla maluchów. Mam nadzieję, że podczas kolejnej edycji taka sytuacja się nie powtórzy. Niewiele też dla książki dla dzieci i młodzieży robi Książnica Pomorska. Nie zdarzyło się na przykład jeszcze dotąd, aby instytucja ta w jakiś szczególny sposób obchodziła Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci, który przypada co roku 2 kwietnia. Bardzo się cieszę z inicjatywy portalu szczecinczyta.pl, który z myślą o dzieciach i młodzieży zorganizował już trzy razy Kiermasz Książki Używanej oraz Szczecińskie Spotkania z Książką dla Dzieci i Młodzieży. Brawo dla Teatru Lalek Pleciuga, który udostępnił w tym celu swoje gościnne progi. Mam nadzieję, że takich imprez w Szczecinie będzie więcej.

Podzielisz się swoimi planami na przyszłość i marzeniami, tymi oczywiście związanymi z Twoją pasją? 

Wśród moich najbliższych planów znajduje się podjęcie studiów podyplomowych na Uniwersytecie Warszawskim w Instytucie Literatury Polskiej na kierunku „literatura dla dzieci i młodzieży wobec wyzwań nowoczesności”. Poza tym jedno z życzeń już właściwie wyraziłam. Chciałabym policzyć i skatalogować swój zbiór. Pragnę również, aby w Szczecinie powstało miejsce, gdzie można byłoby kupić nowe i używane, ale szlachetne pod względem merytorycznym, artystycznym i edytorskim, książki dla dzieci i młodzieży. Miejsce, w którym zagubieni i niedoświadczeni w tym zakresie rodzice mogliby liczyć na rzetelne doradztwo ze strony sprzedawcy. Lektura dla młodego czytelnika powinna być dostosowana do jego wieku, potrzeb i zainteresowań. Tymczasem trudno jest dziś w gąszczu bogatej oferty wydawniczej znaleźć odpowiednie książki i dokonać dobrego wyboru. Warto więc także i w tej kwestii poradzić się fachowca. W takim miejscu powinny odbywać się także spotkania literackie połączone z warsztatami dla dzieci prowadzonymi przez profesjonalnych animatorów kultury oraz panele dyskusyjne dla rodziców z udziałem ekspertów. Z moich obserwacji wynika, że literatura dla dzieci i młodzieży zatacza coraz szerszy krąg zwolenników. Dlatego też wierzę, że takie miejsce powstanie kiedyś w naszym mieście. Marzenia się spełniają.

My również w to wierzymy! Dziękuję za rozmowę.

Wioleta Słoka – mama trójki dzieci i stała opiekunka dwóch kotów; lubi lody, teatr i muzykę; miłośniczka literatury dla dzieci i młodzieży; właścicielka kolekcji książek dla dzieci i młodzieży „Wioletowe Kruczki”; mieszka i pracuje w Szczecinie. Od września będzie prezentować na naszych stronach książki ze swojej kolekcji.

 

 

rozmowę przeprowadziła: Monika Wilczyńska

REPORTAŻ W RADIU SZCZECIN – TUTAJ

4 komentarze „Wioletowe Kruczki” czyli dom pełen książek

Leave a Reply

You can use these HTML tags

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>