Czasem każdy z nas znajdzie się w sytuacji, która jest tak nieprawdopodobna, że właściwie nie ma prawa się zdarzyć, a jednak się zdarza. Największym problemem w przekazaniu relacji z takich chwil jest silna bariera logiki i racjonalizmu w umyśle odbiorcy naszych słów. Co jednak, jeśli jest to sprawa życia i śmierci, albo gorzej – sprawa życia, śmierci, końca świata i ataku Demonów Zleżałych Herbatników i Krakersów? Jedenastoletni Samuel Johnson wraz ze swym wiernym (i wyjątkowo inteligentnym) jamnikiem Boswellem musieli się uporać z rzeczą równie niewiarygodną, co trudną: po pierwsze, uratować siebie, po drugie, uratować ludzkość… a przed tym wszystkim przekonać dorosłych, że owszem, Bramy Piekła zostały otwarte i dobrze byłoby coś z tym fantem zrobić, choć winę za katastrofę ponosi nie on, a dwa małżeństwa i naukowcy odpowiedzialni za Wielki Zderzacz Hadronów.
Książka Johna Connoly’ego „Wrota” opowiada całą historię tak, by pozwolić czytelnikowi na przyswojenie sporej ilości wiedzy z zakresu fizyki kwantowej. O ile sposób przekazania tej wiedzy wiąże się z ogromną ilością długich przypisów, co może sprawiać problem osobom ze znikomą podzielnością uwagi, o tyle autorowi niewątpliwie należy się ukłon za przemycenie w powieści dla młodzieży pojęć typu „bozon Higgsa” tak, że zapamiętuje się je niemal automatycznie. Dla niezbyt biegłych w dziedzinie fizyki, początkujących filozofów lub też dla osób, które zostały w przeszłości przez teorię kwantową boleśnie pogryzione, taka lektura jest lekka, przyjemna i na prostych przykładach objaśnia wszystko to, czego wcześniej można było nie zrozumieć, usiłując doczytać dzieła Stephena Hawkinga choćby do połowy.
Connoly wykazał się swego rodzaju odwagą, opierając historię dla młodych na tego typu wiedzy (której przedstawienie było niezbędne dla biegu zdarzeń) ale udało mu się zrekompensować trudność wspomnianych pojęć niefrasobliwym i wesołym językiem powieści. Demony wychodzące gromadami z otwartych bram Piekła bywają wprawdzie groźne, jednak ich natura okazuje się czasem podobna do ludzkiej, szczególnie, gdy skosztują napojów wyskokowych lub siądą za kierownicą Porsche. Inną sprawą są imiona Demonów, rzadko trafi się groźny Azathoth czy diabelski Belzebub. Spotkamy za to Chenryka, Demona Byków Ortograficznych czy Jana Marię, Demona Imion Niepasujących Mężczyznom.
Dzięki takiemu podejściu do sił piekielnych autor uzyskał dwa zasadnicze efekty: młodszym czytelnikom może wypleni z głowy nieco strachu przed wyimaginowanymi monstrami czyhającymi pod łóżkiem na ich życie, a tych starszych przyprawi o zupełną dezorientację; trudno uwierzyć dziecku gdy mówi, że koniec świata jest blisko, a jeszcze trudniej, gdy twierdzi ono, że jedną ze składowych siły mającej ten koniec zaprowadzić jest bezkształtna istota lubiąca żelki. Jaką postawę przyjąć wobec takich rewelacji?
Abstrakcyjny humor robi wrażenie, momentami tylko jest nieco wymuszony, szczególnie w kreowaniu jak najbardziej groteskowych kreatur; gdzieś w końcu leży granica. Po wyobrażeniu sobie miliona takich stworów kolejny, który ma głowę świni, nogi pająka, sukienkę tyrolskiej pastereczki i pięć innych ni z gruszki, ni z pietruszki wziętych cech charakterystycznych, można tylko westchnąć ze zrezygnowaniem, czego to autor jeszcze nie wymyśli. Nie wszystkich zachwycą również żarty tak niestety uwielbiane przez dzieciaki, choćby te o wpadaniu z impetem w wiadomą zawartość kanałów ściekowych. Bądź co bądź jednak książka jest nietypowa i warto sięgnąć po nią dla trzech rzeczy: fizyki kwantowej, oryginalnej historii o próbach pochłonięcia świata przez Zło i dowiedzenia się, że jest możliwość, aby siła piekielna w postaci resztki pasty do zębów na samym końcu tubki już nigdy nam nie zagrażała.
Kaja Pilecka
John Connolly, Wrota, Wydawnictwo Niebieska Studnia, 2011
Leave a Reply