SOBOTA – 9 września 2023

SOBOTA – 9 września 2023

Pod naszym patronatem m.in. 

Pod naszym patronatem m.in. 

Książka w prezencie

Książka w prezencie

WSPÓŁPRACA

WSPÓŁPRACA

„Wybrałam słuszną pisarską drogę” – rozmowa z Iwoną Żytkowiak

Iwona Żytkowiak od urodzenia mieszka i pracuje w Barlinku. Na swoim koncie ma już kilkanaście powieści. W każdej z nich wielką uważnością i wrażliwością pisze o kobietach… Poniżej rozmowa z Autorką, z której dowiemy się m.in. skąd czerpie tematy na kolejne historie i co czyta w wolnych chwilach.

Kiedy w 2011 roku ukazała się pierwsza powieść Pani autorstwa pt. “Tonia”, rozmawiałyśmy o tym debiucie (link do rozmowy TUTAJ). Powiedziała Pani wtedy: “Piszę o kobietach i chyba tak mi zostanie. Fascynują mnie kobiety. Jako temat. Wszystko, co jest ważne, interesujące, niebezpieczne, czy w jakikolwiek inny sposób pobudzające emocje, cały ich arsenał – od miłości, po nienawiść, wiąże się ze światem kobiet i tylko one umieją je ukazać. Mężczyźni kryją się, zaskorupieni w sobie, niewiele pokazują, choć to oni są owymi prowokatorami i pod ich wpływem wyzwalane są owe emocje. Tak więc świat kobiet jest niewyczerpanym źródłem tematów”.
Minęło 12 lat, ma Pani na koncie kilkanaście tytułów i wszystkie są o kobietach. Rozumiem, że nadal podpisuje się Pani pod tymi słowami?

Jak najbardziej, nic się w tej kwestii nie zmieniło. Wręcz odwrotnie wciąż utwierdzam się w przekonaniu, że wybrałam słuszną pisarską drogę, moje uniwersum pisarskie ugruntowało się dość mocno i wciąż się poszerza. Potwierdza się moja teza o niewyczerpalności tematów. Zresztą Ameryki nie odkrywam i jakkolwiek może to trącić banałem, ale życie wciąż bywa absolutnie nieprzewidywalne i zaskakujące.

A co zmieniło się przez te lata?

W życiu osobistym – raczej niewiele, stabilizacja, wzmocniona o fakt, że nie pracuję już zawodowo, co daje mi możliwość skupienia się na pisaniu, na ciągłej pracy nad warsztatem. Z powieści na powieść staję się odważniejsza, pewniejsza tego, że to co robię jest dobre, co nie znaczy, że nie mam w sobie pokory i poczucia, że wciąż jeszcze mam przed sobą wiele pracy.

Wielu czytelników pewnie zastanawia się skąd czerpie Pani inspirację. Jak wiadomo, najlepsze scenariusze pisze samo życie. Jak dużo jest w Pani powieściach prawdziwych historii?

Pytanie zawiera odpowiedź. Rzeczywiście, tematy mnożą się same, wystarczy tylko więcej uważności, wrażliwości, by wydobyć je z całego gąszcza, a potem pomysłów, by treści nadać interesującą formę. Na tyle, by czytelnik zechciał do mnie wrócić. Uważam, że mimo to co powiedziałam wcześniej o nieprzewidywalności i niewyczerpalności tematów, to nie ulega wątpliwości, że mamy też powtarzalność zdarzeń. Nikt zapewne nie ośmieliłby się zliczyć powieści o miłości, o zdradzie, o biedzie, o rozpaczy, samotności, nienawiści, o obozach, wojnie… mogłabym mnożyć w nieskończoność. A jednak pisarze wciąż biorą na warsztat jedne czy drugie. I jednak wciąż czytelnicy sięgają po jedne czy drugie. Dlaczego zaś częściej po jedne, a rzadziej po drugie? Myślę, że to już kwestia formy, języka, narracji i też nazwiska. Wiadomo.

Co do historii, które opowiadam, czy są prawdziwe. Mogłabym powiedzieć, że tak, że na pewno i chociaż ich bohaterki, bohaterowie nie żyją de facto, nie mają adresu, numeru PESEL, to jestem pewna, że znalazłyby się osoby, które powiedziałyby: “To moja historia! To o mnie”. I tak zdarzyło mi się kilkakrotnie, że czytelniczka spytała mnie skąd znam jej historię, bo to jest o niej, ona była uczestniczką zdarzeń (ostatnią taką rozmowę miałam podczas promocji powieści „Niechciane”). I takie momenty, kiedy ktoś tak bardzo identyfikuje się z tym, co napisałam, kiedy odnalazł w mojej powieści cząstkę siebie, kiedy moja opowieść uruchomiła pamięć, emocje, stała się opowieścią czytelnika, urzeczywistniła się w niej/nim – takie momenty są najpiękniejsze.

Może to banalne pytanie, ale jestem ciekawa dlaczego tym razem poruszyła Pani temat transplantacji?

Tu znów odpowiedź zahaczająca o poprzednie pytanie. Dlaczego poruszyłam ten temat? Po pierwsze mam w otoczeniu osoby, które dzięki dawstwu żyją. I to w zasadzie mogłoby starczyć za argument. Ale w rzeczywistości temat tkwił we mnie wiele lat, a zrodził się w momencie, kiedy wraz z moim synem wiozłam bliską nam osobę do szpitala, skąd helikopterem miał być przewieziony do kliniki, gdzie czekało na niego serce. Nigdy nie zapomnę tych emocji. Minęło wiele lat, wiele powieści zrodziło się w mojej głowie, znalazło realizację zanim z szuflady pamięci wydobyłam tamto zdarzenie. Oprócz samego faktu przeszczepu nic już nie jest prawdziwe, ale i moim zamiarem nie było dokumentowanie niczyjego życia. A poza wszystkim to najzwyczajniej uważam, że każdy głos mówiący o oddawaniu narządów jako czymś absolutnie pięknym, potrzebnym i szlachetnym jest ważny.

Dużo emocji kosztuje pisanie o trudnych tematach? Żyje Pani życiem bohaterów w trakcie tworzenia powieści?

Bardzo rzetelnie przygotowują się do konstruowania bohaterów. Eksploruję temat, zbieram dane dotyczące problemów, które spotykają moich bohaterów, wikłam się w ich historię tak mocno, że niekiedy mam wrażenie jakbym miała do czynienia z postaciami absolutnie prawdziwymi albo takimi, którym ja dałam prawdziwe życie. Dlatego też często zdarza mi się, że moi bohaterowie przychodzą do mnie nocą, wybudzają, niepokoją, nie pozwalają zasnąć. Tracę dystans i wówczas potrzebuję silnego bodźca, który wróci mi prawidłową perspektywę.

W tej książce splatają się losy wielu osób. Są kobiety, ale są i mężczyźni. Może się mylę, ale chyba po raz pierwszy, to ich dotyczy główny wątek powieści?

Nie planowałam jakiejś transpozycji mojej pisarskiej uwagi z kobiety na mężczyzn. Po prostu przypadek, a może fakt, że fabułę zainicjował przypadek przeszczepu u mężczyzny, a potem to już konsekwencja – jeden mężczyzna musi umrzeć, by drugi otrzymał serce…

Widziałam już recenzje i zdziwienie niektórych czytelników, że temat który zapowiadany jest na okładce książki tak naprawdę pojawia się na końcu powieści. Rzeczywiście, to nie jest tylko historia o trudach choroby, oczekiwaniu na przeszczep i stracie…. Ta książka to coś więcej. Od początku wiedziała Pani jak opowie tę historię, czy pomysł klarował się podczas pisania? Dlaczego ta powieść ma tylu bohaterów?

Od początku wiedziałam, że nie chcę epatować tragizmem, opisem cierpienia, umierania itd., nie chciałam z choroby uczynić rdzenia powieści, stricte głównego tematu. Bardziej zależało mi na przedstawieniu galerii postaci, przypadkowych osób które są obok, czasem mijani niezauważeni, czasem poza relacjami, pokazanie pewnych wyjątkowych koincydencji, które pociągnęły za sobą konsekwencje. Moi “główni bohaterowie”, którym przypisane są tytuły poszczególnych części, mieli być z założenia pokazani z perspektywy przypadkowych ludzi, tak trochę z zewnątrz, przez szybę. I mimo pozornej polaryzacji historii, uważny czytelnik dostrzeże związki, cienkie nici łączące bohaterów.

Wiem, że taka konstrukcja świata przedstawionego może wprowadzać pewien chaos u czytelnika, który spodziewa się linearnej narracji, prostego ciągu przyczynowo – skutkowego, ale są też tacy, którzy w takim ułożeniu treści widzą atuty i wartość opowieści.

Podoba mi się, że w tej powieści poruszonych jest tyle ważnych tematów. Adopcja, odkrywanie swojej seksualności, alkoholizm, problemy małżeńskie… Każda z postaci to inna historia. Każda z nich może być potencjalnym tematem na kolejną powieść. No właśnie. Co teraz? Czy już pisze Pani kolejną?

No właśnie, taka forma, jaką sobie obrałam pozwoliła mi na stworzenie mozaiki postaci, które mierzą się z własnymi problemami, są potwierdzeniem tezy, że nikt nie jest samotną wyspą, że w tym naszym mikrokosmosie ocieramy się o siebie, mijamy się, jesteśmy blisko a daleko albo odwrotnie daleko, a tak blisko. Żyjemy obok siebie i borykamy się z różnymi problemami, często nic o sobie nie wiemy.

Jeśli chodzi o kolejną powieść. Dla moich wiernych czytelników mam wiadomość, że u wydawcy jest kontynuacja powieści „Czas Łucji” i czeka na redakcję, a potem dalsze etapy życia książki. Tymczasem ja skończyłam kolejną powieść, która bardzo mocno mnie wyeksploatowała. Iskrą zapalną była autentyczna historia opowiadająca nierówną, długą i dramatyczną walkę o odzyskanie syna porwanego przez ojca i wywiezionego do Norwegii, kilkanaście lat temu batalia o dziecko stała się tematem reportaży telewizyjnych, prasowych. I w pierwszym zamyśle istotnie miała to być powieść reportażowa, ale… trochę się wystraszyłam. Bałam się, że ja nie podźwignę tematu, że nie podźwignie go moja interlokutorka. Postawiłam na fikcję, choć podczas konsultowania pewnych kwestii formalnych, okazało się, że niedaleko odeszłam od prawdy.

Kto jest pierwszym czytelnikiem Pani książek? Czy ma Pani tzw. betaczytaczy i czy mają wpływ na kształt powieści?

Jestem taką trochę outsiderką pisarską. Mam swoją bańkę, w której dość dobrze się czuję i moszczę się w niej wygodnie podczas pisania. Zanim więc oddam powieść do wydawcy, sama sobie piszę, sama sobie czytam i sama sobie sprawdzam… (z różnymi rezultatami). Weryfikacja następuje u wydawcy. Zechce wziąć powieść albo nie. Póki co, żadna powieść nie czeka w tzw. szufladzie. A co do redakcji, to cenią sobie przeogromnie współpracę z redaktorką panią Anną Płaskoń – Sokołowską, z którą po kilku zredagowanych powieściach rozumiemy się na poziomie niemal niewymagającym słów.

I na koniec zapytam, bo wiem że nie tylko Pani pisze, ale również dużo czyta. Proszę opowiedzieć o swoich ostatnich lekturach.

Czytam od zawsze i rzadko czytam to, co mi przypadkiem wpadnie w ręce. Dość selektywnie podchodzę do lektur, mając świadomość, że mam ograniczony czas, a każda nietrafiona pozycja odbiera szansę innej. A wybór jest niewyobrażalnie bogaty. Nastał czas, że czytam kilka książek jednocześnie. Część jest mi potrzebna, by zgłębić tematy, które chcę zawrzeć w moich historiach, część, bo na przykład przygotowuję się do jakiegoś spotkania dotyczącego literatury, a część, bo po prostu są takie pozycje, które muszę znać. I tak ostatnio przeczytałam kilka pozycji o Norwegii, np. „Dzieci Norwegii”. O państwie (nad)opiekuńczym Maciej Czarneckiego, „Szczęśliwy jak łosoś” Anny Kurek, „Śmierć Viveka Ojiego” Emezi Akwaeke, „Ten się śmieje, kto ma zęby” Zyty Rudzkiej, „Rok magicznego myślenia” Joan Didion, a na moich półkach przybywa niemal tydzień w tydzień coś nowego.

Bardzo dziękuję za rozmowę, czekam na kolejną powieść a Pani życzę nieustającej weny ale i mnóstwa czasu na kolejne, ciekawe i inspirujące lektury!

Z Autorką rozmawiała Monika Wilczyńska

O autorze

Iwona Żytkowiak (ur. 1963) – absolwentka polonistyki i studiów filozoficzno-etycznych na Uniwersytecie Szczecińskim, ukończyła studia w IBL PAN. Od urodzenia mieszka i pracuje w Barlinku. W swoich powieściach skupia się na problemach kobiet w różnym wieku o różnym statusie społecznym, na różnych etapach życia. Tłem geograficzno- historycznym czyni zachodnie rubieże Polski, co stanowi pretekst do podejmowanych często w powieściach przez autorkę kwestii koegzystencji ludzi, którym przyszło żyć w określonym czasie i miejscu.

Autorka powieści: Weź to serce (Replika, 2023), Niechciane (Replika, 2022), Świat według Ruty (Oficynka, 2022), Epizody z życia mojej mamy (Szara Godzina, 2020), O czym Iza całe życie pamięta? (Prószyński 2020), Zamknij oczy (Prószyński 2019), Kobiety z sąsiedztwa (Prószyński 2013), Tam, gdzie twój dom (Prószyński 2014), Dokąd teraz? (Prószyński, 2015), Świat Ruty (Prószyński, 2016), Matka swojej córki (Prószyński, 2017), Wszystkie moje zmartwychwstania (Replika, 2017), Czas Łucji (Replika 2017), Tonia (Novae Res 2011), (Replika, 2016), Spotkania przy lustrze” (LSW, 2012), Tom wierszy – Żywot jętki (2015 ZLP), Wszystkie barwy roku. Wyjątkowe opowieści na 12 miesięcy. Opowiadanie na sierpień: Co złe, zapomnieć. Opowieść Delfiny (Replika 2018)

Leave a Reply

You can use these HTML tags

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>