SOBOTA – 9 września 2023

SOBOTA – 9 września 2023

Pod naszym patronatem m.in. 

Pod naszym patronatem m.in. 

Książka w prezencie

Książka w prezencie

WSPÓŁPRACA

WSPÓŁPRACA

„Zawsze byłam po tej drugiej stronie książki” – rozmowa z Wiolą Michońską

Książek o bystrych, sympatycznych kilkulatkach nigdy dość, dlatego cieszy, bardzo udany debiut szczecińskiej pisarki. „Jagoda i tajemnica zaginionych mioteł” to historia o pewnej siedmiolatce z burzą blond loków. Tytułowa Jagoda, nie lubi sukienek, uwielbia szkołę, do której właśnie zaczęła chodzić i nie może się zdecydować czy w przyszłości zostanie panią dyrektor czy woźną. A szkołę Jagoda ma naprawdę fajną. Najważniejsze, że ma tam przyjaciółkę i wspaniałą wychowawczynię, która wie czego potrzebują dzieci! I to właśnie w tej szkole pewnego dnia zaczną ginąć miotły. Któż inny może dać odpowiedź, na to, co się z nimi dzieje, jeśli nie nasza rezolutna bohaterka?
Autorka pisze lekko i z dowcipem, od czasu do czasu puszczając oko również do dorosłych. Poniżej rozmowa z Wiolą Michońską o tym, jak zaczęła się jej przygoda z pisaniem.

„Jagoda i tajemnica zaginionych mioteł” to Pani debiut. Bardzo często własne dzieci są dla autorów inspiracją. Czy tak było i w tym przypadku? A może zawsze chciała Pani zostać pisarką?

Dokładnie, tak właśnie było i w moim przypadku! Szczerze mówiąc nigdy wcześniej nie myślałam o pisaniu. Ja zawsze byłam po tej drugiej stronie książki i muszę przyznać, że było mi tam niesamowicie wygodnie i komfortowo. Już od najmłodszych lat byłam molem książkowym, w dzieciństwie dosłownie pochłaniałam ogromne ilości książek przynoszonych z biblioteki. Ale napisanie własnego tekstu, a może bardziej wymyślenie historii, która zainteresowałaby czytelników, wydawało mi się zawsze strasznie karkołomnym wyczynem 😊
Stworzenie Jagody to był impuls. Pewnego wieczoru, czytając z moją córką książkę przed snem, pomyślałam sobie, że wielką frajdę sprawiłoby jej przeczytanie historii o bohaterce z jej imieniem i z elementami, z którymi mogłaby się utożsamiać. A że zawsze miałam jakąś tam, powiedzmy, „łatwość” w pisaniu (ale mówimy tu o czasach szkolnych, wieki temu…), więc wyskrobałam tekścik o Jagodzie z zamysłem domowego użytku. Okazało się, że wchodząc do tego dziecięcego świata z bagażem całej swojej dorosłości na karku i ja znalazłam w tym przyjemność. I wtedy też zaświtał mi pomysł, że może mogłoby z tego wyjść coś przyjemnego dla odbiorcy i że może warto by było spróbować nawiązać współpracę z wydawnictwem.

Narodził się pomysł, został spisany i co było potem? Kto był pierwszym czytelnikiem? Czy łatwo było znaleźć wydawcę?

Pierwszym czytelnikiem był wydawca 😊 Moja córka i rodzina dowiedzieli się o tekście i moim pomyśle dopiero kiedy rozpoczęłam rozmowy z wydawnictwem. Oczywiście, gdyby wydawnictwo nie było zainteresowane wydaniem „Jagody” na pewno powróciłabym do pierwotnego zamysłu z użytkiem domowym.
O dziwo, w moim przypadku znalezienie wydawcy nie było trudne. Wyszukałam adres mailowy, wysłałam moją propozycję wydawniczą, zapomniałam o całej sprawie, a po jakimś czasie dostałam pozytywną odpowiedź. Tak naprawdę nie miałam wtedy zielonego pojęcia jak powinien wyglądać proces poszukiwania wydawcy, przygotowywania propozycji wydawniczej, itd. Z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że byłam do tego kompletnie nieprzygotowana, a wynikało to właśnie z tego, że było to pokłosiem nagłego impulsu i szybkiej realizacji. Gdybym z tym planem nosiła się kilka miesięcy, lat, lub całe życie, to na pewno przygotowałabym się solidniej 😊
Niemniej jednak się udało, nawiązałam współpracę z wydawnictwem Zielona Sowa i mogłam rozpocząć przygodę po tej stronie książki, po której jeszcze mnie nie było. To bardzo ciekawe doświadczenie brać udział w tworzeniu książki i zobaczyć ten proces od zaplecza. I tutaj chciałabym podkreślić rzecz, której ja, jako czytelniczka, nie byłam chyba do końca świadoma. Że książka na półce, po którą sięgają czytelnicy, to finalny efekt współpracy całego grona osób. Często za książką widzi się przede wszystkim nazwisko autora tekstu. Ale to również praca ilustratora, redaktorów, korektorów, grafików i zapewne to jeszcze nie wszyscy. Ja, jako debiutantka, bardzo wiele wyniosłam z redakcji mojego pierwszego tekstu. Myślę, że praca z doświadczonym zespołem redaktorów i pozostałych działów wydawnictwa to nieoceniona i niedoceniana wartość dodana dla książki, ale również dla samego autora.

Przyznam, że bardzo podoba mi się postać woźnego w tej historii. Można by rzec, że pan Konstanty to instytucja – pomaga, pociesza, doradza i jest mistrzem opowieści. Taki człowiek w szkole to skarb! Czy istnieje tylko w Pani wyobraźni?

Pan Konstanty to postać wymyślona, chociaż, jak tak teraz sięgam pamięcią daleko, daleko wstecz, to przypominam sobie, że w mojej podstawówce, albo może to było już gimnazjum, był taki pan konserwator, do którego biegali na przerwie moi koledzy z klasy! Może więc moja podświadomość uznała to za podwaliny do postaci pana Konstantego? 😊
Też bardzo lubię pana woźnego i życzyłabym sobie, żeby dzieci w swoim bliższym, czy dalszym otoczeniu, nie tylko w szkole, trafiały na jak najwięcej takich zdroworozsądkowych, przyjaznych dorosłych. A i dorosłym czasem by się taka ostoja w najbliższym otoczeniu przydała! 😊

W książce nie pada nazwa miasta, w którym mieszka tytułowa bohaterka. Czy to Szczecin?

Akcję umieściłam w północno-zachodniej części kraju, oczywiście ze względu na sentyment do Szczecina, bo to w nim mieszkam od urodzenia, to moje miasto. Ale nazwa miasteczka nie pada, jest wymyślone. Chciałam, żeby Jagoda mieszkała w małej, klimatycznej miejscowości, w której wszyscy się znają, więc nie mógł być to Szczecin. Jest trochę za duży 😊

Jak układała się praca z ilustratorką – Magdaleną Sadowską? Czy od razu wiedziała jak ma wyglądać Jagoda?

Nie czułam potrzeby ingerowania w pracę ilustratorki. Nie czułam też, żebym miała jakiekolwiek kompetencje ku temu 😊 Wyszłam z założenia, że moim wkładem jest tekst, a ilustracje to praca, talent, pomysł, koncepcja i wykonanie ilustratora. Byłam pewna, że ilustracje mnie zachwycą i nie zawiodłam się! Kiedy dostałam całość do wglądu, miałam wrażenie jakby Magda siedziała w mojej głowie podczas pisania! To było naprawdę niesamowite uczucie! Wiem, że ilustracje Magdy spotykają się z ciepłym przyjęciem przez czytelników „Jagody”, a w mojej subiektywnej ocenie rewelacyjnie podkreślają charakter bohaterów i oddają klimat opowieści.

Książka ukazała się całkiem niedawno, w kwietniu tego roku. Czy ma Pani już jakiś odzew od małych czytelników i ich rodziców?

Muszę się przyznać, że z niepokojem wyczekiwałam pierwszych reakcji, bo jednak rodzinie i najbliższym przyjaciołom nie do końca ufałam w tej kwestii 😊 Na całe szczęście stres już trochę opadł, bo okazało się, że pierwszy odzew jest pozytywny. Zdaję sobie sprawę, że dzieci, tak jak i dorośli mają swoje gusta, także czytelnicze, więc nie do wszystkich dziecięcych serc Jagoda może trafić. Ale jeśli trafi choć do kilku i jeśli choć w kilku rozbudzi lub podtrzyma zamiłowanie do czytania, albo po prostu zafunduje dawkę przyjemności, to będę szczęśliwa.
Cieszę się też, że i rodzice czytający „Jagodę” razem z dziećmi mogą czerpać z tego przyjemność i odnaleźć gdzieniegdzie humorystyczne momenty skierowane właśnie do nich, bo i na tym mi zależało.

To naprawdę udany debiut i jestem pewna, że znajdzie swoich wielbicieli, którzy będą czekać na kolejne przygody sympatycznej i rezolutnej Jagody! Kiedy kolejna część przygód i ile ich pani planuje?

Okazuje się, że Jagoda nie będzie długo odpoczywać po zagadce zaginionych mioteł, i że nie będzie to jedyna zagadka do rozwiązania w miasteczku, bo już w lipcu będzie można sięgnąć po drugi tom serii, a w październiku po kolejny 😊 Dalej na razie w przyszłość nie wybiegam, ale myślę, że w razie czego wyobraźni mi nie zabraknie.

I jeszcze zapytam o ulubione lektury z dzieciństwa, i te które czyta Pani swojej córce.

Jak już na początku wspomniałam, książek w dzieciństwie przeczytałam multum, ale jeśli miałabym wybrać jedną wyjątkową, to chyba musiałaby to być pierwsza książka, którą samodzielnie przeczytałam, bo do tej pory pamiętam emocje, które mi temu towarzyszyły. To były „Dzieci z Bullerbyn”, które w tamtym czasie były moją szkolną lekturą. Mieliśmy obowiązkowo do przeczytania bodajże jeden rozdział z tej książki, na pewno jakiś fragment, bo jednak była to wtedy książka bardzo obszerna jeśli chodzi o samodzielne czytanie w tym wieku. Więc ja pochłonęłam ten rozdział i przepadłam. Od razu pochłonęłam też całą książkę od deski do deski, bo po przeczytaniu tego fragmentu poczułam się, jakby ktoś otworzył przede mną drzwi do jakiegoś nowego, fantastycznego świata 😊 Świata, który mam na wyciągnięcie ręki, a właściwie na otwarcie książki. Myślę, że wszystkie mole książkowe zrozumieją, co mam na myśli i co wtedy poczułam 😊
Ostatnio powróciłam do tej lektury właśnie dzięki mojej córce, bo teraz i ona zaczęła odkrywać świat książek Astrid Lindgren. To było ciekawe doświadczenie, bo mimo że nie odnalazłam w sobie tych samych emocji, które wzbudziła we mnie ta książka w dzieciństwie, to mogłam być świadkiem jak budzą się one w mojej córce 😊

Dziękuję za rozmowę, a tytułowej bohaterce, Jagodzie życzę jeszcze wielu przygód!

Z Autorką rozmawiała Monika Wilczyńska

Zdjęcie Autorki: archiwum domowe

Leave a Reply

You can use these HTML tags

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>